"Słuchając wypowiedzi polityków partii władzy PiS w kampanii wyborczej, można odnieść wrażenie, że w Berlinie nadal rządzą naziści. Kanclerz Niemiec Scholz przez długi czas znosił te ataki. Teraz skończył (z tą polityką). Zmiana może wynikać z osobistych motywów" - pisze Robin Alexander w "Welt am Sonntag".
Komentator zwrócił uwagę, że zarówno Polska jak i Niemcy potrzebują wspólnego europejskiego rynku "jak ryba wody". Oba kraje obawiają się wycofania Stanów Zjednoczonych z Europy, oba muszą dozbroić swoje armie, oba muszą uczynić wszystko, aby zwycięstwo odniosła Ukraina, a nie Rosja.
W przeszłości „Welt am Sonntag" i inne media słusznie pytały, dlaczego minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock nie stworzy na podstawie tych wspólnych interesów propozycji współpracy z Polską. - Teraz pytanie przestało być aktualne - polski rząd wykorzystuje nie tylko niemiecki rząd, ale także całe Niemcy jak worek treningowy - wyjaśnia Alexander.
Słuchając wypowiedzi polityków PiS można odnieść wrażenie, że "w Berlinie nadal rządzą naziści, a Bundeswehra wkrótce rozpocznie atak". "Kandydat opozycji Donald Tusk lżony jest jako marionetka Niemców" - dodaje komentator.
Kanclerz zalecił swoim politykom ignorowanie wszystkich polskich zarzutów. Alexander przypomniał anegdotę opowiadaną przez Scholza, że podczas urlopu na wyspie Lanzerote polski jogger dziękował mu za cierpliwość w relacjach z polskim rządem. "Cierpliwość najwidoczniej skończyła się" - komentuje niemiecki publicysta.
Powodem zmiany jest jego zdaniem afera wizowa. Funkcjonariusze „ujadającego ksenofobicznie" PiS mieli w Afryce sprzedawać wizy, z którymi imigranci z Afryki przyjeżdżali do Polski, aby następnie wjechać do Niemiec. Scholz odniósł się do tego problemu podczas kampanii wyborczej w Bawarii i powrócił do tematu podczas posiedzenia klubu parlamentarnego SPD. Miał tam powiedzieć, że Niemcy nie mogą „godzić się na wszystko".
Jak podkreślił Alexander, reakcje są "pozbawione umiaru". "Media (polskie) brzmią tak jak fabryki kłamstw prezydenta Rosji Władimira Putina" - ocenił "WamS".
Zastanawiając się nad przyczynami zmiany polityki Scholza wobec polskiego rządu, Alexander przypomniał, że tydzień temu, podczas posiedzenia w Nowym Jorku, Scholz był świadkiem starcia prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego z Polską. Sugestia Ukraińca, że całkowity zakaz importu ukraińskiego zboża działa przede wszystkim na korzyść Moskwy, została skontrowana przez Polskę zapowiedzią, że w przyszłości nie będzie dostaw broni.
"Scholz przez wiele miesięcy był oskarżany, szczególnie przez Polskę, o opieszałość w dostawach broni. Może dlatego doszedł teraz do wniosku, że miarka się przebrała" - podsumował Robin Alexander w "Welt am Sonntag".
Do antyniemieckich akcentów w kampanii wyborczej PiS odniósł się też związany z SPD "Vorwaerts".
"Nerwowość wynikająca z obawy przed utratą władzy skłania PiS do sięgania po wszystkie dostępne chwyty, aby zdobyć nowe grupy wyborców. (…) Z premedytacją i nieodpowiedzialnie (PiS) godzi się na utratę prestiżu za granicą i na dyplomatyczne konflikty, aby tylko zaprezentować się w oczach własnego elektoratu jako rzekomy obrońca narodowych interesów" - pisze redakcja periodyku.
Wskutek tej polityki, w minionych latach ucierpiały relacje polsko-niemieckie. Przykładem są żądania reparacji wojennych w wysokości 1,3 bilionów euro. PiS „szuka okazji do wywoływania konfliktów z Niemcami", nawet wtedy, gdy chodzi o stacjonowanie systemów obrony przeciwlotniczej czy o powstanie warsztatów do naprawy czołgów dla Ukrainy.
***