Niemcy. Szop pracz na świątecznym jarmarku. Został zastrzelony

Niemcy żyją sprawą szopa pracza, który stał się sensacją jarmarku bożonarodzeniowego w Erfurcie. Zwierzę zataczało się i przewracało. Jego historia miała jednak tragiczny i kontrowersyjny finał.

Szop pracz ni stąd, ni zowąd znalazł się na świątecznej imprezie. Futrzak zataczał się, przemierzając ulice niemieckiego miasta. Tabloid "Bild" napisał, że szop upił się gdzieś grzanym winem. Podbił serca przechodniów i stał się gwiazdą mediów społecznościowych.

 

Szop pracz zginął w nieznanym miejscu

Po jakimś czasie zwierzę zostało schwytane przez służby. Miało trafić do schroniska. Straż miejska przekazała je jednak do myśliwego, który zastrzelił szopa pracza w nieznanym miejscu. W mediach społecznościowych wybuchała fala oburzenia.

- Szop pracz znajduje się na unijnej liście gatunków inwazyjnych. Zgodnie z rozporządzeniem UE jego rozprzestrzenianie się powinno być ograniczone. Stąd odstrzał - tłumaczył w poniedziałek rzecznik władz Erfurtu Daniel Baumbach. - Szopy pracze stanowią zagrożenie dla rodzimych gatunków węży czy ptaków. Mogą też przenosić niebezpieczne choroby - wyjaśniał.

Niemieccy ekolodzy opowiadają się za redukcją populacji szopa. Zwierzęta te są prawdziwą plagą, szczególnie na wschodzie kraju. Niepozorne futrzaki stanowią zagrożenie dla innych gatunków. Mnożą się w bardzo szybkim tempie, a ponieważ zostały sprowadzone do Niemiec z USA, nie mają tam naturalnych wrogów.

Pierwsze szopy sprowadzone zostały do Niemiec w latach trzydziestych dwudziestego wieku. Miału urozmaicić miejscową faunę. Obecnie ich populacja jest szacowana na około 1,5 mln. W sezonie łowieckim 2017/2018 niemieccy myśliwi odstrzelili 170 tys. szopów.

>>> Handel dzikimi zwierzętami to ogromny biznes. Zobacz wideo:

Zobacz wideo