Pożary strawiły niemal całą miejscowość Lytton w Kanadzie, gdzie w tym tygodniu temperatura powietrza znacznie przekraczała 40 stopni Celsjusza. Nie ma informacji o ofiarach, ale kilku mieszkańców zostało uznanych za zaginionych.
Wcześniej lokalne władze zarządziły ewakuację całego Lytton. W prowincji Kolumbia Brytyjska nie tylko panują ogromne upały, ale wieje też silny wiatr, co mogło mieć znaczący wpływ na szybkość rozprzestrzeniania się ognia.
Burmistrz Lytton Jan Polderman powiedział, że ogień spustoszył wieś w ciągu 15 minut. - Sytuacja jest poważna. 15 minut o tym, jak zauważyliśmy pierwszy dym, cała miejscowość stało już w płomieniach - stwierdził w wywiadzie udzielonym publicznemu nadawcy CBC. Zniszczonych zostało 90 proc. wsi, w tym większość domów, stacja pogotowia i inne budynki. Mieszkańcy nie mieli czasu zabrać prawie nic i większość straciła cały dobytek. Ogień objął ok. 9 tys. hektarów - podaje AP.
Teraz - podaje CBC - ludzie szukają swoich bliskich, z którymi zostali rozdzieleni podczas ewakuacji. W samym Lytton oraz okolicy żyło ok. tysiąc osób. Powrót na miejsce na razie został uznany za niebezpieczny.
W ubiegły wtorek w Lytton zanotowano najwyższą temperaturę w historii Kanady. Termometry wskazały 49,6 stopni Celsjusza. Był to trzeci dzień z rzędu, gdy pobity został absolutny rekord temperatury w Kanadzie.
Wcześniejszy kanadyjski rekord gorąca został odnotowany 84 lata temu - 5 lipca 1937 roku w miastach Yellow Grass i Midale położonych w Saskatchewan - prowincji położonej w centralnej części kraju. Temperatura osiągnęła wtedy 45 stopni Celsjusza. Tymczasem w ostatnich dniach termometry w Lytton wskazywały kolejno 46,6 w niedzielę, 47,9 stopni w poniedziałek oraz najwyższą temperaturę w historii pomiarów prowadzonych w Kanadzie - 49,6 stopni.
Naukowcy podkreślają, że taka fala upałów w czerwcu w Kanadzie byłaby praktycznie niemożliwa, gdyby nie spowodowane przez człowieka zmiany klimatu.
Wzrost temperatury, wraz z nim silniejsze fale upałów i zmiana wzorców pogodowych (jak bardziej intensywne, ale rzadsze opady) to przewidywane przez badaczy skutki globalnego ocieplenia.
To sprawia, że w dotkniętych nimi regionach zwiększa się zagrożenie pożarami. Na przykład w raporcie naukowym na zlecenie australijskiego rządu oceniono, że w wielu rejonach kraju ocieplenie o 2 stopnie Celsjusza zwiększy intensywność pożarów o 25 proc., powiększy teren objęty pożarami o połowę i zmniejsza okres między pojawianiem się ognia.
W rejonach charakteryzujących się występowaniem pożarów, jak Kalifornia czy Australia, mogą być one groźniejsze niż wcześniej. Ekstremalna susza i upały pozwalają np. na powstawanie gigantycznych pożarów - pojedyncze osiągają nawet 500 tys. hektarów. Taka skala ognia jest nie do opanowania przez strażaków.
Więcej o skutkach kryzysu klimatycznego i rozwiązaniach, jakie mamy w walce z nim, przeczytasz w serwisie Zielona.Gazeta.pl.