W drugim dniu szczytu klimatycznego premier Indii Narendra Modi zadeklarował zwiększenie ambicji klimatycznych kraju. Indie są obecnie czwartym (po USA, Chinach i UE) największym emitentem gazów cieplarnianych. Jednak biorąc pod uwagę całkowite emisje ostatnich dwóch wieków - odpowiadają za tylko 3 proc. (dla porównania UE - 22 proc.)
Ogromnym wyzwaniem w kraju jest wyciągnięcie setek milionów obywateli spod granicy ubóstwa. Gdyby odbywało się to takim modelem, jak na zachodzie i w innych krajach, Indie stałoby się "nowymi Chinami" pod względem emisji.
Premier Modi zadeklarował, że kraj zamierza w dużej mierze postawić na odnawialne źródła energii i dojść do neutralności klimatycznej do 2070 roku. To 20 lat później niż Unia Europejska i 10 lat po dacie deklarowanej przez Chiny.
Poza długoterminowym celem Modi przedstawił konkretne kroki na drodze do niego. Do 2030 roku kraj ma zwiększyć moce bezemisyjne w energetyce do 500 gigawatów (porównawczo - w Polsce jest obecnie 14,9 GW mocy w odnawialnych źródłach energii). Wcześniejsze plany mówiły o 450 GW. Będzie to oznaczało, że za niespełna 10 lat połowa produkcji energii w kraju będzie pochodzić ze źródeł zeroemisyjnych. Zwiększono także cel ograniczenia intensywności węglowej gospodarki (czyli przelicznika emisji CO2 na PKB). Te działania mają przełożyć się na ścięcie przewidywanych emisji w 2030 roku o miliard ton. Eksperci czekają na dokładne wyjaśnienie szczegółów tych deklaracji, ponieważ pojawiły się ich różne możliwe interpretacje.
"New York Times" opisując te plany zwrócił uwagę, że właśnie krótkoterminowe cele są bardziej znaczące od deklarowanej neutralności klimatycznej w 2070 roku. Przypomnijmy - abyśmy mieli szanse zatrzymać zmiany klimatu na poziomie 1,5 stopnia Celsjusza, świat powinien osiągnąć zeroemisyjność do połowy wieku. Z jednej strony plan ogłoszony przez Modiego oznacza, że w 2030 roku węgiel dalej będzie jednym z głównych elementów energetyki w Indiach. Z drugiej - planowany rozwój źródeł odnawialnych jest większy, niż obiecywano dotychczas.
Premier Indii podkreślił, że Indie - podobnie jak inne kraje rozwijające się - potrzebują pomocy finansowej od bogatych państw, by rozwijać się i jednocześnie obniżać emisje.
Więcej wiadomości znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Brytyjski dziennik "The Independent" ocenia, że wbrew pozorom indyjski cel zeroemisyjności do 2070 roku jest bardziej ambitny od planów Unii Europejskiej czy Chin - biorąc pod uwagę historyczne emisje wszystkich państw.
Trzeba także zauważyć, że nawet jeśli cel nie jest jeszcze wystarczający, to już sama deklaracja jest poważną zmianą w polityce Indii, gdzie jeszcze niedawno nie było o tym mowy. David Fickling w Bloombergu pisze, że "w nieco ponad dekadę Indie zmieniły stanowisko z całkowitego braku akceptacji wobec limitów emisji gazów cieplarnianych do wyznaczenia limitu na swój ślad węglowy".
Deklaracja Indii oznacza też, że 10 państw o najwyższej produkcji energii z węgla ma już cele neutralności klimatycznej.