Słońce - podobnie jak każda inna gwiazda - ma skończone zasoby wodoru. Świeci dzięki reakcjom termojądrowym zachodzącym we wnętrzu - stale zamienia lekkie pierwiastki wodoru w cięższe. Gdy zasoby wodoru się skończą, gwiazdę czeka nieuchronna śmierć.
W przypadku Słońca zasoby wodoru najprawdopodobniej wyczerpią się za ok. 5,4 mld lat. Wtedy gwiazda zacznie "puchnąć" i przekształcać się w czerwonego olbrzyma - gigantyczną, "napuchniętą" gwiazdę, której tarcza pochłonie Merkurego oraz Wenus i przypuszczalnie zatrzyma się tuż przed orbitą Ziemi. Średnica Słońca zwiększy się ok. 200 razy, a jego jasność kilka tysięcy razy. Ostatecznie zapadnie się do białego karła.
Naukowcy nie mają wątpliwości, że cały ten proces będzie miał katastrofalne skutki dla Ziemi. Nawet jeśli zwiększające swoją średnicę Słońce nie pochłonie Ziemi, już wcześniej nasza planeta wytraci swoją atmosferę, a woda na Ziemi wyparuje. Będzie to oczywiście oznaczało całkowity koniec życia na Ziemi.
W badaniu opublikowanym na łamach czasopisma "Monthly Notices of the Royal Astronomical Society" naukowcy pokazują, że życie na naszej planecie - przynajmniej teoretycznie - będzie miało szansę narodzić się ponownie.
Badacze uważają, że już kilka miliardów lat przez zapadnięciem się Słońca wiatr słoneczny będzie już na tyle duży, że całkowicie zniszczy magnetosferę Ziemi - ochronną tarczę magnetyczną, która obecnie chroni nas przed silnie naładowanymi cząstkami wiatru słonecznego. Aby je utrzymać, nasza planeta musiałaby mieć pole magnetyczne 1000 razy silniejsze od obecnego lub 100 razy silniejsze niż dzisiejsze pole Jowisza. A to niemożliwe.
Naukowcy twierdzą zatem, że nie ma najmniejszych szans, aby jakiekolwiek życie na Ziemi przetrwało zagładę Słońca, jednak okres, gdy nasza gwiazda zmieni się w białego karła może sprzyjać jego odrodzeniu.