Gdy gwiazda ciągu głównego (taka jak Słońce) zużyje już cały zapas wodoru w swym jądrze, zaczyna wykorzystywać cięższe pierwiastki, zmieniając się w czerwonego olbrzyma. Wielokrotnie zwiększa wtedy swoje rozmiary pochłaniając wszystko, co stanie jej na drodze. Jej żywot kończy się, gdy odrzuca otoczkę jądra w postaci mgławicy planetarnej, stając się białym karłem.
Właśnie do takiego scenariusza doszło w Mgławicy Ślimak, którą naukowcy badali teraz przy pomocy teleskopów SOFIA i ALMA, wykorzystując również archiwalne dane z kosmicznych teleskopów Spitzera i Herschela. Jak wynika z pracy opublikowanej w czasopiśmie "The Astronomical Journal", położony w centrum tej mgławicy biały karzeł jest dość nietypowy, bo emituje zdecydowanie więcej podczerwonego, niż do tej pory sądzono. Badacze postanowili dowieść, dlaczego tak się dzieje. Początkowo wydawało się, że nadmiarowa emisja może pochodzić ze zderzeń planetozymali, czyli mały ciał niebieskich, które stanowią zalążki wczesnych planet lub są ciałami niebieskimi, które nigdy nie przekształciły się w planety. Takie wyjaśnienie szybko wykluczyły jednak dane z obserwatoriów SOFIA i ALMA, na których tego typu skupisk materii nie widać. Ze względu na brak cząsteczek tlenku węgla lub krzemu odrzucono również istnienie dysków gazowych, czasem otaczających gwiazdy, które po swojej śmierci pozostawiają mgławicę, taką jak Ślimak.
Po wykonaniu dodatkowych obliczeń dotyczących nadmiaru emisji, badacze stwierdzili, że powoduje ją obiegający białego karła pył. Ten z kolei pochodzi z systemu planetarnego, który kiedyś obiegał gwiazdę, ale został zupełnie zniszczony u schyłku jej ewolucji. Pył ten został początkowo wyrzucony w przestrzeń kosmiczną, ale wrócił do wewnętrznych rejonów mgławicy, ze względu na siłę grawitacji znajdującego się w centrum białego karła. Zdaniem naukowców, to nie tylko jedyne pasujące wyjaśnienie nietypowej emisji podczerwieni z Mgławicy Ślimak, ale również świetny przykład, pokazującym nam, jaki los w przyszłości czeka Układ Słoneczny, a przynajmniej jego wewnętrzną część.
Za ok. 5 mld lat, gdy Słońce wypali (procesie syntezy) cały zapas wodoru i rozpocznie syntezę helu, powiększy swoją średnicę o ok. 200-250 razy. To wystarczy, aby rozerwać lub pochłonąć Merkurego, Wenus, Ziemię i najpewniej Marsa, a więc wszystkie planety skaliste. I to pomimo, że orbity planet będą wtedy o ok. 1/3 bardziej odległe niż obecnie (z powodu utraty masy przez Słońce). U szczytu swoich rozmiarów zewnętrzna warstwa atmosfery naszej gwiazdy będzie sięgać przypuszczalnie aż po obecny pas planetoid. W końcowym etapie ewolucji Słońce zmieni się w białego karła, który przez biliony lat będzie wytracał swoją energię, stając się ostatecznie zimnym czarnym karłem.