Park Jeong-Geun, działacz Socjalistycznej Partii Południowej Korei, trafił do aresztu 11 stycznia i być może spędzi w nim następne siedem lat.
Co takiego zrobił? Odpowiedział na twitta zamieszczonego przez rząd Północnej Korei słowami "Niech żyje Kim Jong-il" . Władze Korei Południowej uznały to za wychwalanie komunistycznego wroga, co uznawane jest za łamanie ustawy chroniącej bezpieczeństwo państwa i karane więzieniem.
Szkopuł w tym, że Kim Jong-il zmarł w grudniu , według autora, jego wpis na Twitterze był jedynie ironicznym żartem. Park Jeong-Geun próbował udowodnić, że nie jest zwolennikiem komunizmu pokazując zmienione przez siebie plakaty propagandowe pobrane z sieci.
"Uśmiechniętą twarz północnokoreańskiego żołnierza zamieniłem na własną, wyrażającą przygnębienie. A jego broń na butelkę whisky".
Wielu mieszkańców "Dobrej Korei" odpisuje na wiadomości pochodzące z oficjalnego konta "wroga" @uriminzok , co oznacza, że incydentów tego typu może być więcej.
W sprawę zaangażowało się Amnesty International uznając całą sprawę za zastraszanie obywateli.
"Pan Park jest członkiem partii, która otwarcie krytykuje Koreę Północną a absurdalne działania podjęte przeciwko niemu nie są odosobnionym przypadkiem" - stwierdził Sam Zarifi z Amnesty International.
Organizacja twierdzi, że postępowanie południowokoreańskich władz jest wymierzone w wolność słowa i nieuzasadnione. Rząd odpowiada, że wszystko odbywa się zgodnie z prawem.
W Polsce granicę między wolnością wypowiedzi a przestępstwem próbował sprawdzić szef MZS Radosław Sikorski, który w maju zeszłego wytoczył sprawę dwóm dziennikom w związku z obraźliwymi dla niego komentarzami internautów .
Wśród nich pojawiły się też treści, które wedle ministra można było uznać za antysemickie, naruszające więc paragraf 256 Kodeksu Karnego, który uwzględnia też karanie za propagowanie komunizmu i faszyzmu. Ale nawet wtedy, pomimo - delikatnie mówiąc - dość odważnych komentarzy, prokuratura nie zdecydowała się na kontynuowanie śledztwa w tym zakresie.
Twitter natomiast na zapowiedział cenzurę wpisów w wybranych krajach, co ma być "dostosowaniem się do lokalnego prawa".
Z europejskiego punktu widzenia grożenie więzieniem za ironiczny wpis na Twitterze wydaje się kuriozalne. Problem w tym, że trudno określić jednakowe granice słowa dla wszystkich państw i kultur.
[ za BBC ]