Mówi się, że piorun nigdy nie uderza dwa razy w to samo miejsce. Praktyka dowodzi jednak, że przy mało sprzyjających okolicznościach burza może być naprawdę groźna.
Przekonał się o tym Google. Podczas sierpniowej burzy wyładowania atmosferyczne uderzały w infrastrukturę energetyczną zlokalizowaną w pobliżu serwerowni firmy aż... cztery razy. Doprowadziło to do chwilowej awarii, problemów z zasilaniem i bezpowrotnej utraty niewielkiej części danych.
Centrum danych w opałach
Do zdarzenia doszło w Belgii. Jego skutki - na początku - były opłakane. Pomimo zastosowanych zabezpieczeń wyładowania atmosferyczne wyrządziły szkodę w infrastrukturze Google. Doszło do uszkodzeń dysków.
Justin Gale, dyrektor w firmie specjalizującej się w instalacjach ochronnych, wyjaśnił BBC , że pioruny nie musiały trafiać w budynek, w którym znajduje się serwerownia Google, by wyrządzić szkody.
"Wystarczy, by piorun uderzył w kabel prowadzący do centrum danych. Wyładowanie mogło pokonać dystans nawet jednego kilometra i doprowadzić do zwarcia".
W serwerowni Google uruchomiono oczywiście automatyczne procedury - zarówno te, który miały naprawić problemy z zasilaniem, jak i odpowiedzialne za odzyskiwanie utraconych danych. Stracono ich całkiem sporo, na szczęście procedury okazały się skuteczne. Zdecydowaną większość danych udało się odzyskać, niestety nie wszystkie. Całkowitemu zniszczeniu uległo... 0,000001% dysków. Nie udało się przywrócić informacji, które w momencie przepięcia wywołanego wyładowaniem były zapisywane.
Pamiętajmy zatem, że pomimo stosowania różnych zabezpieczeń istnieje ryzyko, że część naszych cyfrowych danych może ulec zniszczeniu. Na szczęście prawdopodobieństwo takiego zdarzenia jest naprawdę małe. Warto jednak dmuchać na zimne i podczas burzy odłączać urządzenia od zasilania - wyładowanie atmosferyczne może je uszkodzić.
