Wszystko wskazuje, że to nie jest Prima Aprilis - o całej sprawie jako pierwszy napisał już przedwczoraj amerykański magazyn Hollywood Reporter . Pozwy rozsyłane są od kilku tygodni - ich adresatami są osoby, któore zostały zidentyfikowane jako użytkownicy BitTorretna, pobierający lub udostępniający za pośrednictwem tego systemu pirackie kopie filmów.
Wszyscy pozwani są oskarżani w związku z nielegalnym dystrybuowaniem pięciu filmów - "Steam Experiment", "Far Cry", "Uncross the Stars", "Gray Man" oraz "Call of the Wild 3D". Stroną w postępowaniu jest organizacja o nazwie US Copyright Group (która występuje tu w imieniu kilku niewielkich wytwórni filmowych).
Sprawa jest o tyle ciekawa, że jest to jedna z pierwszych akcji prawnych wymierzonych w indywidualnych użytkowników BitTorrenta - do tej pory "antypiraci" próbowali raczej zwalczać (z różnym skutkiem) serwisy udostępniające odnośniki do nielegalnych kopii plików.
Co ważne, z przedstawionej przez Hollywood Reporter kopii pozwu wynika, ze na celowniku znaleźli się zarówno udostępniający, jak i pobierający - wynika to ze specyfiki protokołu BitTorrent (w systemie tym podczas pobierania np. filmu użytkownik jednocześnie wysyła innym pobrane wcześniej fragmenty owego pliku - więc teoretycznie naraża się na zarzut nielegalnego rozpowszechniania). Wiadomo, że za gromadzenie danych niezbędnych do przygotowania pozwów odpowiedzialna była niemiecka firma Guardaley IT (specjalizująca się m.in. w monitorowaniu sieci bezpośredniej wymiany plików).
Oczywiście, jak to zwykle w podobnych przypadkach bywa, celem antypiratów nie jest doprowadzenie do dziesiątek tysięcy procesów - każdemu z adresatów pozwu proponowane jest zawarcie ugody z oskarżycielami (którzy gotowi są w zamian za pewną kwotę odstąpić od zarzutów ). Do procesu dojdzie dopiero, jeśli ktoś nie zechce płacić - tak w każdym razie było w przypadku podobnej kampanii masowych pozwów prowadzonej przed kilku laty przez amerykańskie stowarzyszenie wytwórni fonograficznych RIAA.
Daniel Cieślak