iWallet ma być "kieszonkowym sejfem" na dokumenty i karty kredytowe, chroniącym przed kradzieżą tożsamości, czy podkradnięciem przez nastolatka gotówki z portfelu ojca. Inne przykładowe zastosowania podane na stronie to upewnienie się, że poznana właśnie w klubie partnerka nie będzie w stanie przejrzeć dokumentów w czasie, kiedy właściciel portfela bierze prysznic w pokoju hotelowym czy zapewnienie sobie spokoju ducha kiedy zostawia się portfel w szafce w klubie czy na siłowni. Elektroniczny portfel ma również zapewniać ochronę przed zagubieniem go, przez sparowanie po Bluetooth z telefonem komórkowym - kiedy połączenie zostanie zerwane w wyniku oddalenia się od portfela zacznie on wydawać z siebie alarm akustyczny.
Droższa wersja z włókna węglowego, kosztująca 600 dolarów, ma wbudowane również ekranowanie elektromagnetyczne chroniące przed zdalnym odczytaniem czipów RFID wbudowanych w dokumenty przenoszone w portfelu.
No cóż, wydaje mi się, że to idealny portfel dla posiadających zbyt dużo gotówki gadżeciarzy. Nawet włókno węglowe nie ochroni zawartości portfela jeżeli portfel zostanie skradziony przez kieszonkowca, a następnie w zaciszu domowym potraktowany młotkiem, przecinakiem, dremelem albo innym narzędziem. Co więcej, biometryka jest zawodna, i może okazać się, że po zacięciu się w palec czy poparzeniu właściciel nie będzie mógł dobrać się do zawartości portfela - a jako że właściciel, w przeciwieństwie do złodzieja, wydał na portfel te kilkaset dolarów będzie raczej niechętny otwieraniu go metodami siłowymi.
Ale wygląda na niezły gadżet, muszę przyznać.
Leszek Karlik