Według Kinga, WikiLeaks spełnia kryteria pozwalające Departamentowi Stanu USA zaklasyfikować ją jako zagraniczną organizację terrorystyczną na podstawie Ustawy o Imigracji i Obywatelstwie, to jest:
A. Jest zagraniczna
B. Angażuje się w działalność terrorystyczną lub terroryzm (zgodnie z definicją w określonych paragrafach)
C. Działalność terrorystyczna lub terroryzm tej organizacji zagraża bezpieczeństwu obywateli USA lub bezpieczeństwu narodowemu USA.
Działalność terrorystyczna zdefiniowana w tychże paragrafach obejmuje nie tylko wysadzanie w powietrze, zabijanie, ranienie czy sabotowanie, ale również, jak się okazuje, zachęcanie lub popieranie działań terrorystycznych albo przekonywanie innych osób do działań terrorystycznych. A według senatora Kinga, WikiLeaks wiedziało że publikując informacje, które opublikowało dostarcza materiału, w oparciu o który może działać Al-Kaida.
Oczywiście, dokładnie to samo można powiedzieć na przykład o systemie AIS, publikującym lokalizacje statków na morzu - dostarcza on materiału, w oparciu o który mogą działać somalijscy piraci. Tego typu przykłady można mnożyć - gazeta informująca, gdzie udaje się prezydent Obama dostarcza materiału, w oparciu o który złowrodzy terroryści z Al-Kaidy mogą chcieć wysadzić w powietrze Prezydenta. Dowolne media informujące o działalności terrorystycznej zapewniają wsparcie organizacjom terrorystycznym, które nie mogą przecież istnieć bez mediów. Gdyby nikt nie wiedział o atakach terrorystycznych, ich skuteczność byłaby znikoma, podobnie jak znikoma jest skuteczność śmierci setek tysięcy osób na drogach w nakłanianiu społeczeństwa do bezpieczniejszej jazdy. Szansa na śmierć ze strony terrorysty jest dużo mniejsza niż szansa na śmierć w wypadku drogowym, więc bez wsparcia ze strony mediów nagłaśniających ataki terrorystyczne społeczeństwo amerykańskie nie dało by się przestraszyć do tego stopnia, że będzie w imię zapewnienai sobie poczucia bezpieczeństwa pozwalać się skanować i obmacywać agentom TSA, słabo opłacanym i źle wykwalifikowanym.
Jednak żaden polityk nie zaklasyfikuje mass mediów jako organizacji terrorystycznych, z dość oczywistych powodów. Ale niezależne media pokroju WikiLeaks mogą, jak pokazuje przykład Juliana Assange, narazić się politykom wystarczająco aby Ci zdecydowali się na wydanie im regularnej wojny wszystkimi dostępnymi środkami.
A efekt skutecznego zignorowania pierwszej poprawki do Konstytucji (mówiącej o wolności wypowiedzi) i zaklasyfikowania WikiLeaks jako terrrorystów uderzających słowem w Stany Zjednoczone będzie dla tej organizacji dość bolesny. Amerykańskie banki nie będą mogły bowiem przetwarzać żadnych płatności dla tej grupy, uniemożliwiając WikiLeaks przyjmowanie donacji przez PayPala, przelewy bankowe z USA czy przez płatność kartą Visa lub MasterCard. Co więcej, zapewnianie jakiegokolwiek wsparcia i pomocy WikiLeaks stanie się przestępstwem federalnym - w wywiadzie senator King posunął się tak daleko, że stwierdził nawet iż udzielanie im darmowej pomocy prawnej będzie nielegalne. Ciekawe tylko, co w takiej sytuacji z prawem do obrony.
Poza tym oczywiście Assange ma zostać oskarżony o szpiegostwo przeciwko Stanom Zjednoczonym. W sumie to całkiem zrozumiałe, z ponad 250 tysięcy depesz dyplomatycznych opublikowano na razie dopiero koło 200, więc politycy będą podejmować wszelkie działania żeby powstrzymać Assange i jego organizację od dalszego ujawniania ich zakulisowych tajemnic. Nie, żeby były one specjalnie zaskakujące.
Politycy kłamią i wszyscy szpiegują się nawzajem. Ktoś jest zaskoczony?
Najwyraźniej głównie politycy, którym nie podoba się fakt, że ktoś im zagląda w karty .
[na podstawie Cnet , The Atlantic , przez Gizmodo ]
Leszek Karlik