Jest bardzo lekki, waży niecałe 8 kilogramów, a za pomocą napędzanego benzyną śmigła może wznieść się na wysokość prawie 2200 metrów. Departament Obrony USA nazywa go "latającą beczką piwa", lecz tak naprawdę robot nazywa si ę T-Hawk. Wkrótce wyruszy do Japonii by monitorować promieniowanie dookoła elektrowni Fukushima.
Stworzony został do lotów zwiadowczych i wyszukiwania przydrożnych bomb w Iraku. Miał grać jedną z głównych ról w wartej 200 miliardów dolarów modernizacji armii w ramach programu Systemy Bojowe Przyszłości. Program niestety zapadł się pod ciężarem własnym oraz ambicji wojskowych. Armia także zrezygnowała z robotów T-Hawk, bo robiły w locie zbyt wiele hałasu.
Teraz jednak czeka go drugie życie - był dotychczas wykorzystywany przez policję, a dziś mała grupa tych robotów ma monitorować zepsuty reaktor numer 4. w elektrowni Fukshima. Będą latać nad nim i mierzyć poziom promieniowania, by upewnić, że nie jest szkodliwy dla robotników, którzy mają zacząć studzić pręty paliwowe.
Nie będą tam pierwsze. Amerykanie wysyłali już bezzałogowiec Global Hawk - na prośbę Japończyków, którzy wiedzieli jak wielką rolę odegrał po trzęsieniu ziemi w Haiti. Pomoc zaoferowała też brytyjska firma Qinetiq wysyłając roboty zrobione ze zdalnie sterowanych maszyn budowlanych. Japończycy mają też własne roboty Mobirobo , które badają reaktor oraz KOHGA-3 do badania zniszczonych budynków.
[za: Wired ]
Paweł Kamiński