- Cholera, nie zdążyłam złożyć PIT przed końcem kwietnia. Teraz mnie dorwą, prawda? - z takim pytaniem zadzwoniła do nas w czasie długiego weekendu znajoma czytelniczka serwisu Next.gazeta.pl.
- Moja wina - przyznała. - Odkładałam rozliczenie do ostatniej chwili. 30 kwietnia chciałam wysłać PIT przez internet, ale aplikacja e-Deklaracje go nie przyjęła. I zostałam z wypełnionym PIT w ręce - opowiada.
PIT wyśle fiskusowi pocztą, ale dopiero po powrocie z majówki. Zastanawia się, czy czekają ją nieprzyjemności z powodu spóźnienia się ze złożeniem zeznania rocznego.
Na złożenie PIT za poprzedni rok podatnicy mają aż cztery miesiące. Ustawowy termin rozliczenia upływa 30 kwietnia. Mimo to, co roku wiele osób spóźnia się z wysłaniem fiskusowi zeznania podatkowego.
- Co robić w takiej sytuacji - zastanawiają się potem zdenerwowani.
Odpowiedź jest prosta: jak najszybciej złożyć zaległy PIT. Zanim upomni się o to fiskus, bo wtedy mogą być już poważne kłopoty.
Na razie wystarczy wysłać lub zanieść zeznanie roczne do urzędu skarbowego. I dołączyć do niego tzw. czynny żal. Czyli po prostu wyjaśnienie przyczyn spóźnienia. Nie ma na to żadnego specjalnego formularza. Można je spisać na zwykłej kartce, odręcznie lub w komputerze.
Oczywiście dobrze byłoby, gdyby przyczyny spóźnienia były poważne. Ot, choćby nagły wyjazd za granicę czy pobyt w szpitalu. Nie ma jednak co tu zmyślać, bo fiskus może poprosić o uprawdopodobnienie tych przyczyn, na przykład o bilety lotnicze. Z drugiej strony nawet w przypadku wyjazdu za granicę podatnik może złożyć PIT w terminie: przez internet albo przez pełnomocnika. Tak naprawdę więc, jeśli w czynnym żalu napiszemy, że po prostu przegapiliśmy termin albo nie mogliśmy się rozliczyć w terminie, bo zaginęły nam dokumenty, na podstawie których ostatecznie wypełniliśmy PIT, fiskus powinien przyjąć to tłumaczenie.
Ministerstwo Finansów tłumaczyło kiedyś, że aby czynny żal był skuteczny, należy złożyć go tego samego dnia, w którym składa się spóźnioną deklarację.
Czynny żal nie będzie skuteczny, jeśli przed jego złożeniem podatnik zostanie wezwany w związku z tą sprawą przez fiskusa albo, gdy toczy się w jego sprawie postępowanie kontrolne.
Co ważne, aby czynny żal został uznany, spóźnialski musi też zapłacić ewentualny zaległy podatek wraz z odsetkami. Wszystko to pomoże mu uniknąć zapłaty mandatu lub grzywny za spóźnienie. A to wydatek od kilkuset złotych do nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych.
Niewątpliwie karą dla podatników, którzy złożą PIT po terminie, a mają nadpłatę, czyli fiskus winien jest im zwrot części podatku, który w formie zaliczek zapłacili w ciągu roku, będzie te dłuższe oczekiwanie na zwrot pieniędzy. Fiskus ma trzy miesiące na zwrot nadpłaconego podatku, zwykle jednak oddaje go wcześniej. W przypadku spóźnienia się z PIT trzeba jednak liczyć się z tym, że na pieniądze trzeba będzie czekać pełne trzy miesiące.
Oczywiście jeśli ktoś wysłał PIT chwilę po terminie, parę godzin po "godzinie zero", czyli po północy 30 kwietnia, nie powinno być problemu. Nawet jeśli wysłał PIT bez czynnego żalu. Fiskus nie powinien się czepiać.
Także jeśli podatnik wysłał swój zaległy PIT listem poleconym w pierwszych dniach maja. Fiskus pewnie nawet nie zauważy, że zeznanie roczne zostało wysłane ciut po terminie.
To dlatego, że w ostatnich dniach kwietnia rozlicza się bardzo duża grupa podatników.
Ministerstwo Finansów ogłosiło właśnie, że w czasie rozliczeń za 2017 r. padł rekord liczby PIT złożonych przez internet.
- Jak w latach poprzednich, również w 2018 r. padł nowy rekord złożonych elektronicznych deklaracji - 11 374 148, podczas gdy rok wcześniej było to 9 670 215 e-PIT-ów - ogłosił resort.
To przeszło połowa wszystkich PIT, których podatnicy składają co roku około 20 mln.
Dane Ministerstwa Finansów na temat rozliczeń przez internet pokazują też, że jak zwykle duża część podatników, zostawiła sobie złożenie PIT na ostatni moment. 27 kwietnia resort ogłosił, że ma już 10 mln ePIT-ów. W ciągu trzech dni ta liczba urosła o przeszło milion. Jeśli w podobnym tempie rosła w ostatnich dniach rozliczeń liczba tradycyjnych, papierowych PIT, to znaczy, że fiskus dostał ich w tym czasie ponad dwa miliony. To aż 10 proc. wszystkich zeznań podatkowych. Do tego dojdą jeszcze zeznania od spóźnionych podatników.