Fantastyka, zwłaszcza w filmowym wydaniu, przedstawiała miasta przyszłości jako sięgające nieba metropolie, gdzie między wieżowcami poruszały się latające samochody. Tak wyglądało klasyczne "Metropolis" Fritza Langa, sugestywna wizja Ridleya Scotta z "Łowcy androidów" czy komiksowy Nowy Jork z "Piątego elementu" Luca Bessona. Latający samochód stał się symbolem wyczekiwanej przyszłości. Rzeczywistość okazała się inna. Tymczasem w krótkiej (zwłaszcza jak na Dukaja) powieści "Córka Łupieżcy" czytamy
Futurystyczne bicykle, skonstruowane przy pomocy "kronicznej" technologii kosmitów są (na razie?) poza naszym zasięgiem, ale wizja pisarza doskonale wpisuje się w nowoczesne trendy urbanistyczne - centra miast zamykane są dla ruchu samochodowego, przywraca się je pieszym i rowerzystom. Przyszłość miast to nie energochłonne pojazdy latające, ale transport ekologiczny. Tak jak opisał to Dukaj.
W powieści "Czarne oceany" Dukaj opisuje społeczeństwo za pół wieku. Fundamentem relacji społecznych (i wyznacznikiem statusu klasowego) jest NEti, czyli "nowa etykieta" - kodeks zachowań, którego złamanie grozi konsekwencjami prawnymi.
Jego egzekwowanie wymaga pełnej inwigilacji, wszystko jest obserwowane i nagrywane, relacje międzyludzkie nawiązywane są natomiast przez swatów-prawników.
"NEti" raczej nieprzypadkowo dzieli nazwę z Netykietą, nieformalnym kodeksem zachowania w internecie. Nieformalnym, lecz egzekwowanym przez moderatorów forów czy blogosfery. O ile ban na liście dyskusyjnej nie wydaje się czymś dramatycznym, to zupełnie inne konsekwencje ma nieprzestrzeganie zasad serwisów takich jak Facebook. Dla wielu użytkowników wyrzucenie z serwisu społecznościowego równa się śmierci towarzyskiej - odcięciu od informacji i głównego kanału komunikacji ze znajomymi. Inwigilacja, dzięki której działa powieściowy NEti, przedostaje się powoli do reala. Smartfony rejestrują dane geolokacyjne, serwery przechowują historie internetowych zapytań, systemy monitoringu zapewniają bezpieczeństwo (lub jego ułudę) kosztem utraty prywatności.
Na potrzeby rozgrywającej się w odległej przyszłości powieści "Perfekcyjna Niedoskonałość" Jacek Dukaj ukuł pojęcie phoebe, skrót od "posthuman being", istoty postludzkiej. To transhumanistyczna idea (nad)człowieka przyszłości, przezwyciężającej ograniczenia homo sapiens, zwłaszcza naturę ludzką. Nie będzie to kolejny etap ewolucji, ale progres osiągnięty dzięki narzędziom takim jak inżynieria genetyczna, nanotechnologia czy cyborgizacja - a zwłaszcza, jak w przypadku powieści Dukaja - digitalizacja umysłu i wyzwolenie się z ograniczeń ciała.
oto postczłowiek decyduju o ulubionym smaku czy kolorze. Phoebe są krańcowym spełnieniem marzenia o autokreacji - mechanizm psychologiczny, który można zaobserwować w serwisach społecznościowych, zaludnianych przez "wypasione" avatary użytkowników, prowadzące niekiedy ciekawsze życie niż ich białkowy oryginał - ostateczna odpowiedź na pytanie "kim chcę być". W zacytowanym fragmencie rzucają się w oczy nowe formy gramatyczne ("nie chciału", "postanowiłu"), czyli wprowadzony przez Dukaja rodzaj bezpłciowy (oto jak bardzo wyzwolone z ograniczeń ciała są phoebe). Trafił do polskiego slangu internetowego, jest czasem używany przez osoby, które nie chcą zdradzić swojej tożsamości ani być odbieranu przez pryzmat swojej płci. Choć postludzkość to pieśń raczej odległej przyszłości, Internet zapewnia jej namiastkę.
Rzeczywistość rozszerzona, zwana po angielsku augmented reality, to wirtualna nakładka na rzeczywistość. Popularność zyskała wraz z rozpowszechnieniem smartfonów takich jak iPhone - wyposażonych w kamerę i narzędzia do geolokalizacji. Prościutką implementację tej idei opisał William Gibson w powieści "Światło wirtualne" z 1993 roku, natomiast z książki Jacka Dukaja "Czarne Oceany" pochodzi bogata wizja przewidująca mnogość dzisiejszych zastosowań. Od nanoszenia informacji (np. lokalizacji restauracji) po rozrywkę (wirtualne zwierzątka, gry toczone na tle własnej ulicy). Fascynujący - i czekający na realizację - jest zwłaszcza opis nakładki modyfikującej estetykę otoczenia, niczym zmiana tematu w systemie operacyjnym
Swój pomysł Dukaj (jego inspiracją była scena snu z filmu "Podziemny krąg", w której pokój pełen mebli z Ikei zamieniał się w katalog) nazwał OVR (ortovirtual reality), co moim zdaniem brzmi dużo ładniej niż przyjęte augmented reality.
Memetyka to "nauka upadła": w 2005 roku zamknięty został periodyk "Journal of Memetics". Powód - brak publikacji. Tak w ciszy odeszła nadzieja na ściśle naukowe opisanie zjawisk kulturowych: memy (termin ukuty przez Richarda Dawkinsa w "Samolubnym Genie" z 1976 roku, użyty jako metafora), cząstki informacji (replikatory kulturowe) miały na podobieństwo genów (replikatorów biologicznych) podlegać zasadom ewolucji - mnożyć, mutować, przekazywać. Podobieństwa są kuszące, nic dziwnego, że idea ta uwiodła (zamemiła!) wielu ludzi. Memetyka odgrywa ważną rolę w powieści Jacka Dukaja "Czarne oceany", w której autor narzędziami tzw. twardej fantastyki naukowej opisuje zjawisko paranaukowe - telepatię. Pojawia się w tym świecie ciekawa dziedzina - inżyniera memetyczna.
Bo chociaż jako nauka memetyka odniosła porażkę, to wciąż okazuje się znakomitą metaforą i narzędziem opisu kulturowych (zwłaszcza internetowych) fenomenów. Inżynieria memetyczna ma się dobrze.
Namiastkę tego, co Jacek Dukaj opisał w "Czarnych oceanach" przeżył każdy, komu robot-snajper sprzątnął sprzed nosa upatrzony przedmiot w serwisie aukcyjnym. Inteligentni cyfrowi agencji wyszukują co lepsze oferty, są oddelegowywani do podbicia ceny w ostatniej chwili... A gdyby działo się to w większej skali, gdyby cała gospodarka sterowana była przez sztuczne inteligencje i inne temu podobne twory, ścierające się w ekonomicznej walce na kolejnych metapoziomach? Tak wyglądają właśnie Wojny Ekonomiczne opisane przez Dukaja, "wynaturzenie zwycięskiego kapitalizmu". Ciekawie - zwłaszcza w kontekście obecnego kryzysu - wygląda ekonomia w opowiadaniu "Crux" z futurologicznej antologii "PL50+. Historie przyszłości". W warunkach nanotechnologicznej gospodarki dobrobytu (wieszczonej przez K. Erica Drexlera, autora pojęcia "szarej masy", chmury inteligentnych nanorobotów) możliwe jest zapewnienie socjalnego bezpieczeństwa, choć nie rozwiązuje to wcale problemów społecznych - pogłębia się podział między warstwą pasywnych konsumentów socjalu i bogatą (materialnie i kulturowo) klasą aktywną (która w dodatku przyjmuje zwyczaje szlacheckie; przypomina to neowiktorian z eksplorującej podobne tematy powieści "Diamentowy wiek" Neila Stephensona). Ekonomia zaś oparta jest na poskromieniu kryzysów metodami przypominającymi kontrolowane podpalanie lasów:
Przyszłość przyśpiesza - to co tydzień temu było snem fantasty, dziś jest aplikacją na iPhone'a. Najnowszy zbiór opowiadań (czy raczej - powieści, bo mają one po kilkaset stron) Jacka Dukaja "Król Bólu" otwiera tekst "Linia oporu", gładko ekstrapolujący dzisiejsze społeczeństwo konsumentów "contentu", treści przygotowywanej przez koncerny multimedialne. Projektanci sensów przygotowują treści wypełniające czas. "Na początku nazywało się "spędzaniem wolnego czasu". Ale w miarę wzrostu wydajności pracy ów czas wolny rósł w proporcji do czasu pracy. Rosły działy gospodarki zajmujące się dostarczaniem contentu dla życia w "wolnym czasie". Zwłaszcza dla tych, którzy w społeczeństwie dobrobytu nie mieli nic do roboty (znów - wspomniany wyżej "Crux"). Społeczeństwo spędzające czas grając w gry komputerowe zaczyna myśleć grami; punkty doświadczenia za udane relacje społeczne, punkty za dobre uczynki, punkty za cokolwiek. Wizja ponura (nazbyt ponura), a na ile prawdziwa? Wszystko, o czym śnili fantaści, jest dziś aplikacją na smartfony. Całkiem niedawno furorę zrobiła appka "Dunnit!" - program do planowania zadań, który został wyposażony w mechanizm znany z konsolowych systemów Xbox 360 czy Playstation 3 - za każde wykonane zadanie użytkownik (czy też "gracz w życie") otrzymuje punkty i trofea. Staromodny order z kartofla został zastąpiony wirtualnymi nagrodami. Zadanie wykonane, potrzeba zwycięstwa i nagrody zaspokojona. I w dodatku można rywalizować ze znajomymi.