10 000:1, 100 000:1, 1 000 000:1!!! I tak bez końca. Producenci płaskich telewizorów przerzucają się wysokimi współczynnikami kontrastu od lat. Jeśli zapytacie ich kto zaczął tę wojnę, to każdy z osobna powie, że nie on. W zasadzie to im się ta przepychanka nie podoba, nie popierają jej i z przyjemnością by się od niej odcięli... ale tego nie robią. Dlaczego? Bo duże liczby wyglądają fajnie na specyfikacjach technicznych. Nawet jeśli nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością.
Z kontrastem telewizorów jest dzisiaj taka sytuacja jak swego czasu z zoomem cyfrowym w kamerach. Jego wartości dochodziły do setek, tylko nikt nie wspominał, że powyżej kilkudziesięciu obraz robi się tak paskudny, że zbliżenie i tak jest bezużyteczne.
Współczynnik dynamicznego kontrastu, który znajdziemy w specyfikacjach większości producentów, ma zawsze monstrualne wartości i jest dla nas po prostu bezwartościowy.
It ony does everything - mówi o swojej konsoli stacjonarnej Sony. PS3 może naprawdę dużo. Oferuje fajne gierki, nie najgorsze funkcje multimedialne i napęd Blu-ray, wspierający płyty 2D i 3D. Wszystkiego jednak ten sprzęt nie potrafi. Nie radzi sobie chociażby z chatem audio.
Z PS3 przeniosłem się na Xboxa właśnie z powodu braku tej funkcji. Po prostu miałem dość wydzwaniania do znajomych komórką gdy mieliśmy ochotę pogadać podczas grania
- powiedział mi jeden ze znajomych z Xbox Live.
PlayStation 3 od zawsze miało problemy z komunikacją głosową. Nie pozwala chociażby na łączenie się w voice chat podczas zabawy z różnymi tytułami. I co najgorsze, nigdy nie pozwoli. Problemem jest sposób w jaki PS3 rozdziela pamięć RAM. Cała pamięć systemowa jest przekazywana grze i nie można już jej rozdysponować dla ?rozmówek?.
Gra musi wykorzystywać własną pamięć by to zrobić (voice chat w grze - przyp. red). Zawsze są w niej rozmowy głosowe, ale to część funkcji gry, a nie systemu operacyjnego. Dlatego voice chat między różnymi tytułami nie jest możliwy
- powiedział w sierpniu zeszłego roku Shuhei Yoshida z SCE Worldwide Studios.
Jak nie trudno się domyślić, graczy nie bardzo to pocieszyło. Okazuje się, że tysiące z nich chętnie porozmawiałoby ze znajomymi nawet podczas zabawy w trybie singleplayer. W internecie można znaleźć petycje do Sony w sprawie tej funkcji, a zapoczątkowany w 2010 roku wątek na oficjalnym blogu PlayStation jest nadal aktywny i ma już ponad 3150 komentarzy.
Microsoft ma funkcję "rozmówek" w swojej konsoli, ale nie znaczy to, że Xbox 360 jest idealny. W zasadzie bardzo mu daleko do perfekcji.
Gigant z Redmond zachęca do zabawy całe rodziny. Spoty reklamowe tego producenta budują wizję świata, w której gry wideo nie kojarzą się już z pryszczatymi grubasami przyklejonymi do ekranu w piwnicy rodziców. Granie jest już cool! Buduje relacje międzyludzkie i pozwala utrzymać silne więzi z przyjaciółmi... chyba, że macie ich więcej niż 100. Mimo, że do konsoli Xbox 360 można kupić dysk o pojemności kilkuset gigabajtów, to lista znajomych z usługi Live nie może przekroczyć 100 osób. Celebryci chcący budować na Live listę kontaktów rodem z Facebooka, mogą o tym zapomnieć.
Na domiar złego u konkurencji znajdujemy podobne ograniczenia. Producenci konsol chyba nie wierzą, że ktoś zainteresowany ich produktami może mieć naprawdę wielu znajomych.
Kindle, to rewelacyjne urządzenie. Wygodne, lekkie i małe. Można mieć w kieszeni płaszcza całą bibliotekę. Byle nie w formacie DOC.
Amazon podaje listę obsługiwanych formatów e-książek bez ściemniania, więc nie można mu nic zarzucić. Nie poprawi to jednak zapewne humoru fanom e-booków zapisanych w plikach DOC. Na czytniku Amazona ich nie odczytamy (natywnie Kindle otwiera: AZW, TXT, PDF, MOBI i PRC). Oczywiście możliwa jest w miarę prosta konwersja. Czy to przez usługę Amazona, czy darmowy program Calibre. Niemniej natywnego wsparcia nie ma. I pewnie nigdy nie będzie, bo Amazon nie robi tego charytatywnie. Chce dalej zbijać na książkach kokosy, a skromna lista wspieranych formatów im w tym pomaga.
Jeśli więc chcemy mieć obsługę wszelkich możliwych formatów e-booków bez "zabawy" z konwersją, to musimy kupić inny czytnik. Najczęściej niestety droższy niż Kindle.
Podobno zależność jak z Kindle występuje w produktach Apple.
Kojarzycie pewnie jak wygodnie jest podłączyć do komputera komórkę, kamerę czy aparat kablem USB lub przez WiFi i zgrać wszystko czego potrzebujemy za pomocą kilku kliknięć? Szybko i bez problemu, a do tego zaraz po wyjęciu sprzętu z pudełka. Bez dodatkowego oprogramowania, jailbreaka itp. Jednak nie w iPhonie.
Do zarządzania multimediami poprzez aplikację iTunes można się przyzwyczaić, ale kupując telefon za kilka tysięcy złotych miło by było mieć chociażby możliwość podłączenia go do komputera i wykrycia jako pamięci masowej. Ot chociażby po to by szybko zgrać jakiś plik, wrzucić film z prywatnej kolekcji itp. Bez konieczności wcześniejszego instalowania iTunes. Nie o to jednak chodzi, by użytkownik miał pełną możliwość zgrywania i wgrywania wszystkiego co i gdzie mu się podoba. Co to, to nie. On ma kupować multimedia w sklepie Apple i korzystać z jego oprogramowania. Kropka!
Widzieliście te nowe, przepiękne telewizory internetowe z funkcjami takimi jak konferencja wideo przez Skype i sterowanie za pomocą mowy i gestów? Niezłe cacka! Producenci powoli zamieniają swoje płaskie odbiorniki w komputery. Problem w tym, że do komputera czasem trzeba dokupić coś ekstra.
Jeśli planujecie zmianę telewizora i chcecie model Smart z funkcjami wideo, to lepiej sprawdźcie czy ma wbudowaną kamerę. W najpopularniejszych markach coś takiego ma obecnie Samsung i Toshiba. Z tym, że ten drugi producent używa kamerki głównie do rozpoznawania widza i personalizacji. W przypadku innych firm, korzystanie ze Skypa lub sterowania gestami, będzie wiązało się z dodatkowym wydatkiem na podłączaną pod USB kamerę. Często wyłącznie danej marki, bez możliwości wykorzystania komputerowego obiektywu, który wala się w szufladzie.
Podobne rozczarowanie może czekać osoby, które kupiły nowy telewizor z funkcją nagrywania programów na twardy dysk. Szczególnie jeśli miały ochotę przenosić domową wideotekę do znajomych.
Funkcje PVR, cyfrowej nagrywarki wideo, można już znaleźć w większości telewizorów ze średniej i wyższej półki. Do portu USB podpinamy pendrive lub dysk, formatujemy go i voila! Możemy nagrywać i zatrzymywać program telewizyjny wedle uznania. Sęk w tym, że producenci nie chcą rozwścieczyć organizacjami chroniących prawa autorskie twórców, więc materiał nie jest zapisywany w postaci tradycyjnych plików wideo. Co więcej dane są przypisane do konkretnego odbiornika, więc jeśli chcemy przytulić przestraszoną koleżankę podczas maratonu horrorów, to musimy wyposażyć się w tradycyjne DVD lub Blu-ray.
Tak to się właśnie robi. Podkreśla zalety, uwypukla ciekawe nowinki, a wszelkie mniej imponujące specyfikacje upchać na sam dół listy, mniejszą czcionką, pod trzecią z kolei gwiazdką i za zasłoną techno bełkotu.
By zakończyć tekst pozytywnym akcentem odpowiednim dla majówki, dodam tylko, że na szczęście przed każdym minusem stoi zazwyczaj kilka plusów danego sprzętu. I na nich warto się skupiać nie myśląc o całej reszcie. Inaczej może się okazać, że nasz nowy komputer, czy piękny telewizor, to w zasadzie kupa złomu.
Szymon Adamus