Mark Zuckerberg podczas zeznań przed komisją amerykańskiego Kongresu przyznał, że Facebook zbiera informacje na temat osób, które nie są użytkownikami serwisu. Wyjaśnił, że dzieje się tak z uwagi na kwestie bezpieczeństwa.
Jakie zatem dane zbiera Facebook? Według słów Zuckerberga chodzi wyłącznie o pliki cookies. Mają one jeden cel - uniemożliwić pojedynczej osobie grupowe zbieranie informacji na temat użytkowników. Zabezpieczenie ma zablokować działanie botów, automatów czy też osób, które na masową skalę zbierają publiczne informacje o użytkownikach. W tym celu Facebook przetwarza więc dane dotyczące osób, które nie są użytkownikami portalu, by uniemożliwić im masową inwigilację.
Stosowanie plików cookies w takim celu jest rozwiązaniem dość powszechnym. Mark Zuckerberg powinien być jednak spytany o kilka innych aspektów dotyczących prywatności. Czy Facebook tworzy profile osób, które nie korzystają z serwisu i zapisuje w nich dokładnie te same informacje, które użytkownicy portalu sami mu podają?
Identyfikacja poszczególnego użytkownika może bowiem nastąpić w oparciu o dwa inne mechanizmy. Pierwszy z nich to przycisk "Lubię to", lub system komentarzy, który pojawia się na dziesiątkach stron. Czy i on jest używany do profilowania "nie-użytkowników", a jeśli tak, to w jakim zakresie.
Inne narzędzie, którym dysponuje Facebook to "Pixels" - instrument badający skuteczność reklam. Z używania takich technik nie można oczywiście Facebookowi stawiać żadnego zarzutu. Warto jednak wiedzieć, czy służy do tworzenia profili konkretnych użytkowników, czy też aktywnego "śledzenia" internautów.
Nie wiemy też dokładnie, jakie dane zbiera Facebook o swoich użytkownikach, kiedy ci wylogują się z jego serwisu lub go opuszczą.
Mark Zuckerberg wielokrotnie podkreślał, że Cambridge Analytica użyła danych zdobytych za pomocą Facebooka w nieodpowiedni sposób. Od 2015 r. Facebook zabrania już zbierania danych o znajomych osób biorących udział w facebookowych quizach czy korzystający z facebookowych aplikacji. Zasadne jest jednak pytanie: dlaczego przez wiele lat zbieranie danych było możliwe. Kiedy Zuckerberg dowiedział się o tym, że Cambridge Analytica używa danych niezgodnie z zasadami. Co zrobił, by uniemożliwić analitycznej firmie działanie?
Mark Zuckerberg powinien też zostać spytany o to, czy więcej firm, takich jak Cambridge Analytica miało dostęp do danych użytkowników. Czy Facebook ma w tym zakresie jakąś wiedzę? Skoro bowiem jedna firma uzyskała dostęp do danych, łamiąc zasady, należy spytać: czy takich firm było więcej?
Zasadne jest też pytanie, czy Facebook padł ofiarą ataku cyberprzestępców. W sklepie Google Play pojawiają się aplikacje, które "udają" normalne, by po uruchomieniu pobrać z internetu złośliwe moduły i infekować czy szpiegować użytkowników. Możliwe, że Facebook - w swej długiej historii - stał się ofiarą podobnego ataku - firmy podszywającej się pod agencję reklamową lub badawczą, której celem była masowa inwigilacja użytkowników.
Szef Facebooka powinien też usłyszeć pytanie, czy jest gotów zmienić model działania swojej firmy. Zuckerberg twierdzi, że zarzucanie mu sprzedawania danych użytkowników jest krzywdzącym uproszczeniem. To poniekąd prawda - Facebook nie jest sklepem z bazą danych, którą można nabyć. Serwis działa jak wyspecjalizowana agencja reklamowa. Szukasz bardzo specyficznej, wąskiej grupy użytkowników? Mamy ich ok. dwóch miliardów, znajdziemy dokładnie tych, których szukasz - zdaje się brzmieć zasada działania serwisu.
By móc to robić, Facebook przetwarza aż 100 rodzajów danych o każdym użytkowniku. Warto zatem spytać, czy możliwe jest zerwanie z takim modelem działania? W tej chwili jest ona warta 480 mld dol., jej przychód wynosi 40 mld dol., a czysty zysk to ok. 15 mld.
Jednym z najpoważniejszych zarzutów, z którym musiał zmierzyć się Mark Zuckerberg podczas przesłuchań, było tolerowanie reklam nielegalnych aptek. Kongresmeni pytali, dlaczego za pomocą serwisu można dowiedzieć się jak nabyć opioidy. Zuckerberg odpowiadał, że użytkownicy muszą oznaczyć reklamę jako łamiącą zasady. Dopiero wtedy do akcji wkracza człowiek. Moderator blokuje treść, albo ją pozostawia.
Zuckerberg przyznał, że 20 tys. osób odpowiedzialnych za filtrowanie treści nie jest w stanie w odpowiednim czasie uporać się ze wszystkimi problemami - reklam, zdjęć i wpisów jest bowiem miliardy dziennie. Mark Zuckerberg nie wyjaśnił jednak, kiedy zamierza to naprawić. Wspomniał co prawda, że pracuje nad sztuczną inteligencją, która miałaby usprawnić eliminację nieodpowiednich wpisów, ale nie podał ram czasowych. A to oznacza,że przez kolejne lata użytkownicy będą borykać się z problemami takimi, jak mowa nienawiści, reklamy zakazanych produktów, fałszywe wiadomości i reklamy.
Kongresmeni mogli też wykorzystać przesłuchanie Marka Zuckerberga, by spytać, czy firmy technologiczne nie są czasem zbyt potężne. Facebook, Google, Microsoft i kilka innych spółek mają przecież o nas potężną wiedzę. Kto powinien być odpowiedzialny za bezpieczeństwo tych informacji, kto powinien odpowiadać, jeśli ktoś kiedyś wykorzysta dane przeciwko użytkownikom?
Czytaj też: Czy Twitter to Facebook? Amerykańscy senatorowie się kompromitują
Skandal, który wybuchł w związku z Cambridge Analytica może być katalizatorem, który sprawi, że politycy będą chcieli uregulować tego typu kwestie. Amerykańscy senatorowie problemu zdawali się nie rozumieć, kongresmeni, nieco młodsi, rozumieli już jak wielkim problemem jest kwestia prywatności. Powinniśmy jednak spojrzeć na nią z perspektywy następnych lat lub dekad. Rozwój sztucznej inteligencji i wszechobecność internetu sprawiają, że danych na temat każdego z nas będzie coraz więcej. Technologiczni giganci powinni myśleć o odpowiedzialności jaka wynika z tego, co o nas wiedzą.