Ostatnie chwile wahadłowca na orbicie

Ostatni lot wahadłowców. W ładowni promu Atlantis znalazł się mały wojskowy satelita. Dość nieoczekiwanie przypadła mu zaszczytna rola - wykonania ostatnich w historii zdjęć promu kosmicznego na orbicie.

Z wahadłowcami na łamach Next.gazeta.pl już się żegnaliśmy. Ale sentyment - po obejrzeniu tych zdjęć - wziął górę.

Zdjęcia pokazują wahadłowiec z otwartym lukiem ładowni, a w nim kontener Rafalello (tył ładowni), w którym dostarczono zaopatrzenie na Międzynarodową Stacją Kosmiczną. Widać też śluzę (przód ładowni) łączącą prom ze stacją w czasie wspólnego lotu.

To jednocześnie ostatnie w historii obrazy wahadłowca, jakie wykonano na ziemskiej orbicie.

Prom Atlantis. 40 sekund po odłączeniu pikosatelity

Wspomnianym satelitą był Picosatellite Solar Cell Testbed-2 (PSSC-2). Przedrostek "piko" oznacza, iż był to obiekt z kategorii najmniejszych, jakie ludzie umieszczają na orbicie - mierzył zaledwie 13x13x25 cm, a masą nie przekraczał 4 kg.

PSSC-2 został opracowany i skonstruowany na zamówienie amerykańskiego wojska w celu przetestowania kilku nowatorskich technologii, które - jeśli się sprawdzą - będą wdrażane w przyszłych "pełnoskalowych" misjach.

Najważniejszy eksperyment PSSC-2 obejmuje obserwacje jonosfery. Pikosatelita będzie ją monitorował, mierząc zaburzenia sygnału GPS w momencie przechodzenia przez atmosferę.  Po co? Im dokładniejsze będą dane o jonosferze, tym bardziej precyzyjnie będzie można modelować jej zachowania. A w efekcie m.in. zwiększyć dokładność systemów nawigacji satelitarnej.

Wykonane fotografie to też część eksperymentów technicznych PSSC-2. Ważnych, bo obrazowanie innych obiektów na orbicie, szczególnie w wysokiej rozdzielczości i z niewielkiej odległości, to jeden z kluczowych elementów dla autonomicznego łączenia się satelitów i ewentualnego ich naprawiania czy tankowania. Także i tutaj gra idzie o grube miliony - teoretycznie, w wielu przypadkach taniej naprawić satelitę, niż budować i wystrzelić nowego.

Misja PSSC-2 stawia sobie za cel także testowanie najnowocześniejszych fotoogniw. Ten sposób zasilania satelitów jest dzisiaj najpopularniejszym, pomimo iż sprawność najlepszych ogniw z rzadka przekracza 40 proc. (tylko taki procent energii słonecznej może zostać zamieniony na prąd). Większa sprawność pozwoli np. wyposażać satelity w mniejsze panele fotoogniw, czyli budować lżejsze satelity, a to przekłada się wprost na koszt ich wystrzelenia - oszczędność o około dwadzieścia tysięcy dolarów za kilogram.

Dr Andrzej Kotarba, redaktor naczelny magazynu AstroNautilus , Centrum Badań Kosmicznych PAN, Zespół Obserwacji Ziemi

Zobacz też:

Pikosatelita z Politechniki Warszawskiej może być pierwszym polskim satelitą na orbicie. Czy ją wysprząta? - przeczytaj tekst dr Krzysztofa Kanawki i Tomasza Grynkiewicza