Zakazy niczego dzieci nie nauczą

Rodzice mogą limitować dostęp do internetu, ale to nie skutkuje. Nie spowoduje, że dzieci nauczą się korzystać z niego bezpiecznie. Potrzebują porady, które strony warto odwiedzać, których nie, gdzie szukać informacji. Kłopot w tym, że polscy rodzice, jeśli chodzi o internet, są w tyle za dziećmi - rozmowa z dr Lucyną Kirwil

Amerykański instytut Pew Research zbadał wpływ nowych technologii na więzi rodzinne i kontakty z bliskimi. I okazało się, że zdaniem Amerykanów rozwój telewizji, telefonii komórkowej, internetu i wszelakich komunikatorów nie tylko nie psuje stosunków rodzinnych, ale wręcz je umacnia. Jest pani zaskoczona?

Nie, nie jestem. Wyjaśnię na przykładzie. To zdarzyło się w Polsce pewnie z dziesięć lat temu. Matka dorastających dzieci, bardzo zajęta pracą, zauważyła, że jej dzieci bardzo aktywnie korzystają z internetu. Żeby nie stracić kontaktu, postanowiła, że będzie wysyłać do nich maile, a w nich opisze swoje wskazówki - jak dzieci mają sobie radzić, czego się od nich oczekuje. Te dzieci były u progu dorastania - miały wtedy 12, 13 lat. I cóż się okazało? Maile były skuteczniejsze niż próby rozmowy twarzą w twarz. To pokazuje, że internet to nie tylko diabeł, ale narzędzie do poprawy komunikacji między pokoleniami.

Ale może to doświadczenie jednej tylko matki eksperymentatorki?

Nie jest łatwo to zbadać. W 2007 r. dwie koreańskie badaczki Sook-Jung Lee i Young-Gil Chae sprawdziły na przykładzie 200 rodzin, czy jest związek między czasem spędzanym w internecie przez dzieci a czasem poświęcanym rodzinie. Wniosek: im dłużej dzieci siedzą w sieci, tym mniej mają czasu na rodzinę, ale wcale nie musi to zaburzać komunikacji między bliskimi.

To w Korei, a w Polsce?

Identycznych badań jak w Korei u nas nie było. W ramach paneuropejskiego projektu "EU Kids Online II" badaliśmy trochę coś innego - jak rodzice chronią swoje dzieci w wieku 9-16 lat przed internetowymi zagrożeniami. Okazuje się, że polskie dzieci chcą, by rodzice mocniej włączali się w ich życie online. Ale rodzice ociągają się, bo jeśli chodzi o internet, są w tyle za dziećmi. Wolą obserwować, co dzieci w tym internecie robią, nawet jeśli tego nie rozumieją. Rzadko stosują nowe metody ochrony dzieci - blokowanie niektórych stron internetowych czy monitorowanie tego, co dziecko oglądało.

To dobrze?

Wiemy, że pozbawione opieki dzieci są bardziej narażone na potencjalne zagrożenia. Jednak polscy rodzice, zwłaszcza ci z wyższym wykształceniem, mają do dzieci dużo zaufania. Uważają, że dziecko samo sobie z niebezpieczeństwami poradzi, że korzystniej, jeśli samo nauczy się zadbać o siebie.

CZY WIESZ, ŻE... 90 proc. polskich dzieci w wieku 9-16 lat ma konto na jednym z portali społecznościowych 63 proc. dzieci łączy się z internetem z własnego pokoju, a tylko 27 proc. z pokoju wspólnego z rodzicami, np. dziennego. Polscy rodzice rzadziej mają wgląd w to, co ich dzieci robią w sieci, w porównaniu ze średnią w UE 35 proc. dzieci zaniedbywało rodzinę, znajomych, naukę w szkole lub hobby z powodu spędzania czasu w internecie. Sieć pochłania częściej chłopców (38 proc.) niż dziewczynki (30 proc.) 25 proc. dzieci kontaktuje się online z osobami nieznanymi osobiście. 8 proc. zdecydowało się na spotkanie twarzą w twarz z osobami poznanymi w sieci 24 proc. dzieci, surfując po internecie, natrafiło na treści potencjalnie szkodliwe (nienawiść, narkotyki, samobójstwo, samouszkodzenia, anoreksja). Tylko 15 proc. natrafiło na treści związane z seksem 18 proc. dzieci zdarzyło się nie jeść lub nie spać z powodu internetu. Byli to zdecydowanie częściej chłopcy 68 proc. dzieci skorzystało z pomocy rodziców, gdy napotkało problemy w internecie. Tylko 45 proc. skorzystało z pomocy rówieśników Źródło: "Polskie dzieci w internecie", część badań "EU Kids Online II", SWPS 2011

Przed naszą rozmową obserwowałam swoją rodzinę i rozpytywałam znajomych - jak korzystamy z tych nowych technologii. Zebrałam kilka takich technologiczno-rodzinnych obrazków. Pierwszy z brzegu: maluch, który codziennie rozmawia z babcią przez Skype'a. Może lepiej go po prostu do niej zawieźć? Oczywiście, o ile nie mieszka 600 km od wnuczka.

Skype jest lepszy niż komórka. Gorszy niż kontakt osobisty. Plusy: dziecko widzi osobę, z którą rozmawia, zdobywa dużo pozawerbalnych informacji - prawie tak jak przy kontakcie bezpośrednim. Rozmowa przez Skype'a może dostarczyć mnóstwo satysfakcji - dlatego że przekazuje uśmiech, który pełni funkcję nagrody, lub mars na czole na znak niezadowolenia.

Ale trudno babcię pocałować przez Skype'a.

To ważny brak - dotyku, uczucia ciepła, możliwości przytulenia się. Przez monitor dziecko babci nie pocałuje, pośle całusa w dłoni - taka komunikacja nie będzie pełna. Ale jeżeli dziecko zna tę babcię, pamięta, co to znaczy przytulić się, czuje ten babci pocałunek, to oczywiście wyobrazi sobie to uczucie - także w czasie rozmowy przez internet. Dzieci z miast mają dzisiaj tyle obowiązków pozalekcyjnych, że im czasem nie wystarcza czasu, żeby pojechać na spotkanie z przyjacielem czy rodziną. Żeby zrobić coś wspólnie, wklepują SMS-a lub rozmawiają na Gadu-Gadu.

Wielu rodziców martwi się jednak, że owe komunikatory, Facebook i inne zabierają dzieciom czas na naukę czy dla rodziny.

To strach przed nowymi technologiami jest charakterystyczny dla postawy "moralnej paniki". Kiedyś dotyczyło to telewizji, telefonu. Dziś internetu. Rodzice mogą limitować dostęp do internetu, ale to nie skutkuje. A przynajmniej w ogóle nie powoduje, że dzieci uczą się, jak bezpiecznie korzystać z nowych technologii komunikacyjnych.

Co skutkuje?

Rzeczywista pomoc dziecku, a więc porada, jak zachowywać się tam bezpiecznie, które strony warto odwiedzać, gdzie szukać informacji. Anglicy mają na to bardzo zgrabną nazwę, prawie nieprzetłumaczalną na polski - "parental mediation", czyli pośrednictwo rodzica pomiędzy dzieckiem a internetem. Dlatego tak pożyteczne są akcje społeczne takie jak "Dziecko w sieci" czy "Sieciaki" fundacji Dzieci Niczyje. Dzięki niezmordowanej pracy z dziećmi, rodzicami i nauczycielami świadomość zagrożeń rośnie. Ale trzeba mieć oczy otwarte i czuwać, bo dzieci to tylko dzieci. Warto pamiętać, że pomoc rodzica musi być inna w stosunku do chłopców, a inna w stosunku do dziewczynek. Chłopców trudniej oderwać od gier online i innych rozrywkowych aspektów internetu, z których oni chętnie i częściej korzystają niż dziewczęta. Natomiast dziewczęta trudniej namówić do tego, żeby zrezygnowały z wchodzenia na czaty, Gadu-Gadu czy z e-mailowania do przyjaciół.

Czyli pani zdaniem z nowymi technologiami - jak chyba ze wszystkim - jest tak, że jeśli używamy ich racjonalnie, to pomagają tworzyć, a nie burzyć relacje w domu?

Ależ tak. Gdy ojciec wyjeżdża w delegację na kilka dni, to dlaczego ma każdego dnia nie połączyć się przez Skype'a z dzieckiem i chwilę z nim nie porozmawiać?

Można mężowi też wysłać miłego SMS-a w ciągu dnia.

Nie tylko w walentynki, prawda? Polacy bardzo dużo pracują, a brak kontaktu bardziej od nowych technologii niszczy relacje zbliskimi. Technika może wręcz pomagać - po porannej kłótni możemy załagodzić konflikt SMSem czy e-mailem. Taka komunikacja jest bardziej trzeźwa, mniej emocjonalna, bo zanim się wystuka ten SMS czy mail, to trochę czasu upłynie, emocje opadną.

Jesteśmy tak zajęci i tak odarci z wolnego czasu dla rodziny, że szkoda go tracić np. na zakupy. Niedawno ktoś mi opowiedział, że wszystko - nawet pieczywo, warzywa i owoce - kupuje w sklepach internetowych, bo jest to prostsze, szybsze, bo przywiozą, a on ma wtedy czas na to, żeby w sobotę i niedzielę nie jechać do hipermarketu, tylko spędzić czas z rodziną.

Dobry pomysł.

O ile czas z rodziną nie oznacza kanapy i pstrykania pilotem.

Proszę sobie wyobrazić rodzinę, która wyjeżdża samochodem na wakacje daleko, potem wraca, to wiele godzin w aucie. Można niby rozmawiać, ale rodzice są zmęczeni, kierowca jest zmęczony, drugi dorosły zirytowany, dzieci zniecierpliwione - ile jeszcze trzeba będzie siedzieć nieruchomo? A przecież można posłuchać audiobooka, możemy dzieciom puścić film rysunkowy. Jeden warunek - rozmawiamy o tym, co oglądamy i czego słuchamy.

Dr Lucyna Kirwil to psycholożka, wykładowczyni Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, kierowniczka polskiego zespołu badawczego "EU Kids Online II"

Więcej o: