Chodzi o Swinglet CAM, bezpilotowy samolot zwiadowczy, która szwajcarska wypuściła na rynek w 2010 r.
Swinglet to - przypominając tekst z Technologie.gazeta.pl :
Pewnym novum w szwajcarskim Swinglecie było to, że jest łatwo programowalny - w zestawie spółka sprzedaje oprogramowanie, w którym wyznacza się trasę czy parametry lotu, za resztę odpowiada automatyczny pilot i GPS.
Mieszczący się w walizce zestaw SenseFly sprzedaje za ok. 10 tys. dol. Ale szwajcarska spółka myśli nad kolejnym krokiem. Jak twierdzi profesor Dario Floreano z politechniki w Lozannie, można zaprogramować do 10 dronów tak, by patrolowały dany obszar, nie wchodząc sobie w drogę i nie zderzając się w locie czy podczas lądowania. Między sobą komunikują się przez WiFi.
Jak dodaje Floreano ( jego krótką wypowiedź można zobaczyć w serwisie agencji Reuters ), 10 dronów to nie jest pułap nie do przeskoczenia.
Wystarczą lepsze sensory i w powietrze można wysłać całą eskadrę. Roboty mogą zbierać próbki atmosfery czy robić zdjęcia, które po potraktowaniu odpowiednimi algorytmami mogą odtworzyć trójwymiarową mapę terenu.
Ale zespół profesora Floreano ma jeden dodatkowy pomysł na wykorzystanie minidronów - tworzenie sieci łączności ad hoc na danym obszarze. - Wystarczy drony wyposażyć w nadajniki i rozmawiać na dedykowanych częstotliwościach, zapominając o GSM - twierdzi Floreano.