- Odkryliśmy, że brak zaufania do lekarza nie jest ważnym powodem, dla którego ludzie przed umówioną wizytą u lekarza wchodzą do internetu w poszukiwaniu informacji medycznych - mówi prof. Xinyi Hu z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis. - To dość zaskakujące i pokazuje, że lekarze na widok pacjenta wchodzącego do gabinetu z wydrukami z sieci nie muszą od razu zajmować pozycji obronnych.
Prof. Hu wraz ze swoim zespołem i naukowcami Uniwersytetu Południowej Kalifornii przebadał ponad pół tysiąca Amerykanów aktywnych na internetowych serwisach poświęconych zdrowiu. Badacze interesowali się, jak pacjenci zbierają informacje ze źródeł internetowych i tradycyjnych, łącznie z super-tradycyjnymi poradami znajomych. Wyniki opublikowano na łamach Journal of Health Communication .
Nie znaleziono dowodów na to, że rosnąca aktywność pacjentów w internecie wynika z braku zaufania do medycyny.
- Internet stał się ważnym źródłem informacji na temat zdrowia i wielu innych dziedzin - wyjaśnia Hu. - Wielu ludzi szuka tam informacji, gdy spodziewają się ważnego życiowego wyzwania. A problemy zdrowotne warto traktować właśnie w ten sposób.
Naukowcy odkryli pewne czynniki intensyfikujące internetową aktywność pacjentów. Chętniej szukali oni informacji w sieci, gdy mieli poczucie kontroli nad swoim stanem zdrowia. Ważnym powodem było również przekonanie, że choroba będzie długotrwała.
Zdecydowana większość przebadanych osób planowała odpytać lekarza z informacji znalezionych online.
W sieci można znaleźć bardzo rozmaite strony na temat zdrowia. Znam lekarzy, którzy bardzo niechętnie odnoszą się do Internetu, jako źródła dodatkowych problemów z pacjentami. Wygląda jednak na to, że sieć nie jest bastionem antymedycznych sekciarzy od "korygowania biopola" , gorliwych apostołów homeopatii i wyznawców dziwacznych praktyk w rodzaju urynoterapii . Mainstream jest inny.
Społeczności internetowe oferują rady i wsparcie pacjentom i ich rodzinom, coraz rzetelniejsze są serwisy takie jak medyczne strony Wikipedii (która zastrzega przecież, żeby z lekarzem te kwestie koniecznie konsultować), a internetowe i mobilne usługi medyczne i paramedyczne (jak terapie psychologiczne czy możliwość uzyskania zdalnej diagnozy dermatologicznej przez smatrfona) powoli zdobywają popularność. Dzięki takim zjawiskom lekarzom będzie trudno wchodzić w rolę wszechwiedzącego kapłana, z którym się nie dyskutuje.
To bardzo dobrze, bo niestety niektórych lekarzy wizja takiej władzy korci.
Znakomity skecz Monty Pythona o maszynie, która robi 'ping' to wciąż niezbyt wesoła rzeczywistość wielu polskch szpitali, gdzie np. rodząca jest tylko przedmiotem zabiegów medycznych i nie powinna się odzywać niepytana. Jeszcze gorzej bywa osobami, które są poważnie chore. Opór przed przesadną technicyzacją medycyny zrodził mody na odrzucanie szczepionek, negowanie skutecznych terapii w imię antymedycznych mitów i wiele innych nieracjonalnych zachowań. A takie przypadki nakręcają wielu lekarzy, sądzących, że ich pacjenci to idioci, których powinno się ubezwłasnowolnić. Błędne koło.
Dobrze wiedzieć, że antymedycyna to nie jest internetowy mainstream. I że większość z nas rzeczywiście poszukuje w sieci rzetelnych informacji, które mogą usprawnić komunikację z lekarzem, zamiast ją sparaliżować już na wstępie.
Kuratorką warszawskiej wystawy Libery jest Dorota Monkiewicz Fot. Jacek Łagowski / Agencja Wyborcza.pl
Praca Zbigniewa Libery - czopki "Placebo" na wystawie w warszawskiej Zachęcie / fot. Jacek Łagowski / AG