Związek Banków Polskich (ZBP) poinformował w środę, że w trzecim kwartale banki udzieliły blisko 45,8 tys. kredytów mieszkaniowych, czyli o prawie 4 proc. więcej niż trzy miesiące wcześniej. Zaś w porównaniu z miesiącami zimowymi mamy przeszło 10-proc. wzrost akcji kredytowej.
Jednak czy możemy mówić o ożywieniu w sytuacji, gdy w trzecim kwartale ubiegłego roku po tego typu kredyt sięgnęło blisko 50,7 tys. Polaków? Przypomnijmy, że ten wynik był w dużej mierze efektem zapowiedzi likwidacji od 2013 r. programu "Rodzina na swoim", w ramach którego przez osiem lat państwo spłaca mniej więcej połowę odsetek. Z drugiej strony także i w tym roku rynek mieszkaniowy ma taki sztuczny dopalacz w postaci zapowiedzi zmian w warunkach udzielania kredytów.
Już od stycznia banki muszą bowiem dostosować się do zalecenia Komisji Nadzoru Finansowego (KNF), która zakazała im finansowania całości nieruchomości. A to oznacza, że aby w przyszłym roku kupić dom lub mieszkanie za kredyt, trzeba będzie dysponować co najmniej 5-proc. wkładem własnym. W grę wchodzi więc, lekko licząc, kilkanaście tysięcy złotych. W dodatku po serii obniżek stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej mamy najniższe w historii oprocentowanie kredytów hipotecznych - ok. 4,5 proc. w skali roku.
W ZBP przyznają, że trzeci kwartał przyniósł znaczący, bo 6-proc. wzrost liczby kredytów, które przewyższają 80 proc. wartości kupowanej nieruchomości. Mimo to szef Systemu Analiz i Monitorowania Rynku Obrotu Nieruchomościami (AMRON), a równocześnie Komitetu ds. Finansowania Nieruchomości ZBP Jacek Furga przyznaje, że nawet jeśli w końcówce roku tempo wzrostu akcji kredytowej utrzyma się na poziomie ok. 4 proc., to i tak wyniki za cały ten rok najprawdopodobniej okażą się słabsze od tych, które banki miały w najgorszym dotychczas, pokryzysowym roku 2009.
Bankowcy nie mają wątpliwości, że do zaciągania tego typu długoterminowych zobowiązań zniechęcają Polaków obawy o utratę pracy oraz niestabilność dochodów.
A co z cenami mieszkań? Furga zwraca uwagę, że w trzecim kwartale po raz pierwszy od dwóch lat we wszystkich największych miastach wzrosła średnia cen transakcyjnych, np. na największym rynku warszawskim - z 7165 do 7249 zł za m kw.
Wyjątkiem był Wrocław, ale tu spadek średniej był minimalny. Jacek Furga potwierdza to, co od kilku miesięcy mówią deweloperzy, że duża część kupujących mieszkania (zarówno na rynku pierwotnym, jak i wtórnym) nie korzysta z kredytu. - W szczególności w segmentach mieszkań najtańszych oraz najdroższych - mówi Furga.
Analityk AMRON Jerzy Ptaszyński podkreśla, że jest za wcześnie, by można było mówić o zmianie spadkowego trendu cen mieszkań. Według Ptaszyńskiego przyczyną wzrostu średniej cen transakcyjnych może być zmiana struktury kupowanych mieszkań. Po prostu chętniej kupowane są większe i droższe. Np. w Warszawie spada popyt na kawalerki i małe mieszkania dwupokojowe do 45 m kw., zaś wyraźnie rośnie na metraże od 55 do 65 m kw.