- Strajk jest ostatecznym rozwiązaniem. Ale nie mamy wyjścia. Poczekaliśmy do wyborów prezydenckich, żeby nikt nam nie zarzucał, że robimy kampanię, poczekaliśmy do wakacji szkolnych. Od północy 29 czerwca żaden nowy pociąg Przewozów Regionalnych nie wyjedzie na tory oprócz tych, które są już w podróży. Te dotrą do celu. Będziemy strajkować do skutku - mówił Leszek Miętek, przewodniczący KKZZ.
Przyczyną planowanego strajku, jak mówią związkowcy, jest realne zagrożenie upadłością spółki. Jeśli Przewozy znikną z rynku na bruku znajdzie się ok. 9 tys. pracowników. Za ten stan rzeczy związki obarczają winą rząd oraz marszałków województw - właścicieli kolejowego przewoźnika. - 16 marszałków prowadzi obecnie prywatną politykę transportową, a z powodu zabawy rządu z ustawą o usamorządowieniu spółek kolejowych mamy do czynienia z zapaścią i tragedią finansową - tłumaczył decyzję o strajku Miętek.
Trudną sytuację przewoźnika pogłębiają powoływane przez marszałków województw nowe spółki, które obsługują pojedyncze województwa. Przykładem takiego działania jest np. Łódzka Kolej Aglomeracyjna. Natomiast kolejne regiony takie jak Zachodniopomorskie i Podkarpacie zamierzają stworzyć swoich własnych przewoźników kolejowych.
Czego oczekują związkowcy? Przede wszystkim restrukturyzacji spółki, tak aby była wydajna finansowo, rządowego ujednolicenia polityki kolejowej w Polsce oraz podpisania pięcioletnich gwarancji pracowniczych, w tym gwarancji zatrudnienia.
- Przewozy Regionalne są największym przewoźnikiem w Polsce. 70 proc. osób jeżdżących po polskich torach jeździ właśnie z nami. Nie możemy pozwolić, żeby ci ludzie odwrócili się od kolei - przekonywał podczas konferencji Miętek.
Związkowcy przeprowadzają protest na mocy postanowień z 2013 i 2014 r. Strajk jest legalny. Spółka Przewozy Regionalne zanotowała w 2014 r. stratę w wysokości 5,46 mln zł, choć pierwotnie zakładała 28 mln zł. W tym roku PR planują zysk na poziomie 200 tys. zł.
Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas