Administracja burmistrza Billa de Blasio wycofała się z walki z aplikacją i zrezygnowała z ograniczenia liczby samochodów Ubera działających w Nowym Jorku. Najwyraźniej władze miasta ugięły się pod presją mieszkańców miasta, którzy swoje niezadowolenie wyrażali, zalewając ratusz listami, e-mailami oraz telefonami.
Porozumienie zakłada wstrzymanie ograniczenia liczby pojazdów przynajmniej na cztery miesiące, w tym czasie władze Wielkiego Jabłka sprawdzą, jak na miasto wpływa Uber i inne firmy przewozowe. Dotąd administracja de Blasio twierdziła, że ograniczenie pojazdów świadczących usługi transportowe jest konieczne, ponieważ pojawienie się tego typu firm bardzo zwiększyło natężenie ruchu w Nowym Jorku. Co bardzo negatywnie wpływa na zanieczyszczenie powietrza i podniesienie poziomu hałasu. Burmistrz de Blasio stwierdził nawet, że wzrost liczby samochodów Ubera jest zagrożeniem dla jakości życia w mieście.
Oprócz sprawdzenia wpływu firm transportowych na miasto ratusz zamierza się przyjrzeć wszystkim przepisom dotyczącym tego typu firm. Chodzi m.in. o ewentualne podniesienie opłat licencyjnych, a także usprawnienie tego typu komunikacji dla osób niepełnosprawnych. Zdaniem przedstawicieli miasta chodzi przede wszystkim o polepszenie jakości usług, zarówno dla pasażerów, kierowców, jak i samego Nowego Jorku.
W obronie Ubera w Nowym Jorku odbywały się liczne protesty, zarówno taksówkarzy, jak i zwolenników przewoźnika. Fani aplikacji zarzucali także ratusz mailami i listami. Z kolei sam Uber dodał do swojej aplikacji specjalną wersję "de Blasio's Uber", która pokazuje, jak będzie wyglądało korzystanie z Ubera, jeśli zmiany proponowane przez miasto wejdą w życie, czyli brak wolnych samochodów albo czas oczekiwania przekraczający 25 minut. Aplikacja zachęcała do wysyłania e-maili z protestami do ratusza.
Na Twitterze powstał nawet specjalny hasztag zwolenników Ubera - #UberMovesNYC, pod którym tysiące mieszkańców miasta wypisywało swoje niezadowolenie z planów ratusza. Oprócz zwykłych ludzi w obronę przewoźnika na Twitterze, zaangażowały się amerykańskie gwiazdy - Ashton Kutcher, Neil Patrick Harris oraz Kate Upton.
Nowy Jork jest jednym z najlepszych rynków dla Ubera i podobnych przewoźników - miasto jest jednym z najludniejszych na świecie i oficjalnie mieszka w nim ponad 8 mln ludzi, tak więc nie brakuje popytu na tego typu usługi. Jednak władze są pod olbrzymią presją Taxi and LimousineCommission, czyli agencji, która wydaje licencje nowojorskim taksówkom i innym firmom oferującym przewozy. Według komisji pojawienie się Ubera i innych firm transportowych uderza w biznes żółtych taksówek, według TLC od 2011 r. liczba ich klientów spadła o 20 proc.
Agencja zaznacza także, że brak ograniczeń liczby samochodów Ubera nie jest sprawiedliwe wobec regularnych taksówkarzy, których liczba jest ograniczona. Według danych TLC obecnie w Nowym Jorku jeździ 13,5 tys. taksówek i ponad 63 tys. samochodów firm należących do Ubera i podobnych firm, czyli niemal cztery razy więcej.
Uber ma problemy z działalnością w większości krajów, w których zaczyna swoją działalność. Protesty taksówkarzy w kilku krajach doprowadziły do przyjęcia przepisów, które mają utrudniać lub uniemożliwiać funkcjonowanie Ubera. W odpowiedzi amerykańska firma złożyła w Komisji Europejskiej skargi na Francję, Niemcy oraz Hiszpanię.
Uber tłumaczy, że nie jest firmą transportową, tylko usługową, będącą pośrednikiem między osobami szukającymi transportu a kierowcami. Organizacje zrzeszające profesjonalnych taksówkarzy zarzucają firmie nieuczciwą konkurencję, wytykając jej, że nie sprawdza, kim są kierowcy świadczący usługi ani jakie mają kompetencje w zakresie prowadzenia samochodu.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Zainstaluj wtyczkę Gazeta.pl na Chrome >>>
Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas