Niemieccy hutnicy boją się nowych unijnych przepisów dotyczących ochrony klimatu oraz zalewu rynku europejskiego tanim importem wyrobów stalowych z Chin. Stalownicy, którzy mają za sobą potężny związek zawodowy IG Metall, alarmują, że jeśli sytuacja się nie zmieni, niemieckiej branży stalowej grożą gigantyczne zwolnienia.
Związkowcy już w lutym pokazywali, jak chińska stal demoluje europejski rynek. Stalownicy są zgodni, że działania UE są nieskuteczne. Wprowadzone na wniosek Wielkiej Brytanii, Niemiec i Francji karne cło na stal z Chin wynosi 20 proc., subwencje Państwa środka sięgają jednak 60 proc.
W efekcie w ubiegłym roku z Chin do UE trafiło 12 mln ton wyrobów stalowych, to podwojenie importu w ciągu trzech lat. W opinii ekspertów, chińskie nadwyżki stali wynoszą dziś 325 mln ton, roczna produkcja niemieckich hut to około 41 mln ton. W efekcie światowej nadpodaży stali, spadają jej ceny, w ubiegłym roku średnio o 25 proc.
Co więcej, położenie niemieckich hut pogorszą przewidywane skutki nowych regulacji UE związanych z ochroną klimatu. Od 2021 roku obniżenie emisji dwutlenku węgla może kosztować niemieckich hutników ponad miliard euro rocznie.
W przemyśle stalowym u naszego zachodniego sąsiada zatrudnionych jest około 87 tys. osób, tylko w Nadrenii Północnej-Westfalii - prawie 47 tysięcy. Od sytuacji w branży zależnych jest blisko 3,5 mln miejsc pracy w całym kraju.
Zdaniem analityków, w najgorszym razie do roku 2030 pracę może stracić 300 tys. osób w samym hutnictwie oraz związanych z nim przemysłach maszynowym, motoryzacyjnym i elektrycznym.
Związkowcy liczą na skuteczną interwencję rządu niemieckiego w Brukseli. Popierają ich wicekanclerz, minister gospodarki Sigmar Gabriel oraz władze krajów związkowych, w których przemysł stalowy odgrywa największą rolę. Szef koncernu ThyssenKrupp, Heinrich Hiesinger nie wyklucza powołania europejskiej unii producentów stali, która miałaby bronić wspólnych interesów.