Polacy wydają ogromne pieniądze na suplementy i karmią nimi dzieci. Reklamy są zbyt nachalne, nawet według producentów

W ubiegłym roku Polacy pobili niezbyt chlubny rekord: na produkty farmaceutyczne wydaliśmy najwięcej od lat, bo ponad 3 mld zł. Karmimy nimi siebie, dzieci, a nawet domowe zwierzęta. Reklamy suplementów są nachalne do tego stopnia, że ocenzurować je postanowili sami producenci specyfików.

Według danych KRRiT w 2015 r. co piąta emitowana w Polsce reklama była reklamą produktów zdrowotnych lub leków. Przeciętny Polak zjada rocznie ponad 130 tabletek witaminowo-mineralnych. Korzystamy z nich sami, ale – co gorsza – karmimy nimi też dzieci.

Kochasz dziecko? Kup mu supla

 

Ostatnio burzę wywołała reklama, w której kobieta podająca się za szkolnego pedagoga przekonywała, że „kłopoty dziecka” w szkole, zmęczenie, brak koncentracji można szybko rozwiązać podając dziecku żelki z magnezem.

Tymczasem dietetycy i lekarze ostrzegają, że nadmiar magnezu u dzieci jest szkodliwy, bo powoduje np. zaparcia lub biegunki, osłabienie i nudności. Wystarczającym źródłem magnezu dla dziecka są orzechy, ziarna dyni lub słonecznika, pełnoziarniste pieczywo czy kawałek gorzkiej czekolady.

Ale rodzice kochają tabletki. Według danych GUS w 2013 roku 70 proc. dzieci do 6. roku życia zażywało leki i suplementy diety.

Lekarz magnezu już nie poleci

Problem zaczyna dostrzegać już sama branża, bo w ubiegłym tygodniu padły pierwsze propozycje samoregulacji. Branża farmaceutyczna we współpracy z firmami zajmującymi się komunikacją marketingową, branżowymi organizacjami: IAA, Radą Reklamy i instytucjami reprezentującymi interesy producentów suplementów diety chce wypracować standardy, które jasno określą, jakie treści mogą zawierać reklamy suplementów diety.

Najważniejsze propozycje to: zakaz wykorzystywania wizerunku rzeczywistych lub fikcyjnych lekarzy i farmaceutów, zakaz reklam skierowanych do dzieci, niedozwolone sugerowanie właściwości zapobiegających lub leczących choroby.

Weź pigułkę!

Niewielu konsumentów potrafi odróżnić suplementy diety od leków. Pierwsze muszą mieć po prostu wymieniony na opakowaniu skład. Producent nie musi robić żadnych badań, ani udowadniać działania na nasz organizm danego specyfiku. To oznacza, że zarejestrować można dowolny specyfik, np. kapsułki z domowym kurzem, jeśli tylko w środku faktycznie znajduje się kurz. Po co to komu? To już sprawa drugorzędna.

Zupełnie inaczej jest w przypadku leków, bo tu działanie składników aktywnych na organizm musi być dokładnie przebadane.

Z tej niewiedzy korzystają właśnie producenci suplementów. W reklamach często przekonują, że ich specyfiki wzmacniają odporność, odchudzają, zmniejszają lub zwiększają apetyt, uspokajają, poprawiają wzrok i w ogóle są receptą na całe zło tego świata.

Ten przekaz często wzmacniają wizerunki ekspertów, lekarzy, farmaceutów. Koncerny zarabiają na tym krocie, a konsumenci dają się nabierać. Na produkty farmaceutyczne wydajemy rocznie ponad 3 mld zł - z tego ponad połowa to tzw. suplementy. Wydajemy więc pieniądze na coś, czego działania nie możemy być pewni.