Gmina Ollolai w prowincji Nuoro na Sardynii sprzedała właśnie inwestorom dwa domy. Na sprzedaż czeka kolejnych siedem, zaś pięćdziesiąt dalszych nieruchomości może zostać szybko przygotowanych do sprzedaży. Pięć budynków można natomiast kupić w miasteczku Nulvi w prowincji Sassari, również na Sardynii. Najbardziej zaskakuje cena, jakiej żądają sprzedawcy - jedno euro za dom.
Domy na Sardynii, działki w Szwecji, ziemia w amerykańskim stanie Kansas, grunty na Kamczatce... a wszystko to za darmo lub w zamian za symboliczną kwotę. Takie oferty, pochodzące z różnych stron świata, co pewien czas przebijają się do mediów i pobudzają wyobraźnię miłośników "darmowych obiadów". Co je łączy? Otóż dotyczą nieruchomości, których nie daje się sprzedać w standardowej cenie - czy to ze względu na ich stan techniczny, czy mało atrakcyjną lokalizację. Pamiętajmy, że gdyby gmina lub inny właściciel mogli uzyskać dzięki ich sprzedaży więcej niż symboliczne euro czy dolara, to dawno już by to zrobili. Inna możliwość jest taka, że sprzedawca nadzwyczajnie obniża cenę, by w zamian zażądać spełnienia innych świadczeń.
Fenomen oferty włoskich miasteczek wyjaśnić jest bardzo łatwo. Oferowane na sprzedaż domy mają swoje lata, a ich stan techniczny jest daleki od zadowalającego. Nabywca, w zamian za możliwość zakupu nieruchomości za symboliczną cenę, zobowiązuje się do wyremontowania takiego budynku. A to, jak wiadomo, potrafi być znacznie droższe, niż postawienie nowego domu od zera.
Z kolei nabywcy darmowych lub prawie darmowych działek powinni pamiętać, że od zakupu gruntu do zamieszkania na danym terenie droga jest jeszcze bardzo daleka. I kosztowna. Przypominała o tym szwedzka gminy Nordmaling, gdy w 2012 r. rozdawała działki budowlane chętnym, by tam zamieszkać na stałe. Działkę istotnie można było dostać za darmo, ale pozostałe koszty – prawne, podatkowe, związane z doprowadzeniem mediów i samą budową domu, ponosił już nowy właściciel. Dodatkowo był zobowiązany, by nie przeciągać tego procesu. Czas na uzyskanie pozwolenia na budowę ograniczono do dwóch lat, natomiast całą inwestycję należało zakończyć w ciągu pięciu lat.