Gdy Brytyjczycy ruszyli w czwartek rano do urn, za jednego dolara nad Wisłą trzeba było zapłacić 3,85 zł, za euro 4,37 zł, a za franka 4,02 zł. Tanio. Przynajmniej w stosunku do tego, co może zdarzyć się za chwilę, jeżeli tylko Brytyjczycy powiedzą „Nie” Unii Europejskiej.
Wtedy zapomnijmy o małych ratach kredytów walutowych i tanich wakacjach za granicą – to wszystko podrożeje bardzo szybko co najmniej o kilkanaście procent. Dolar skoczy więc do ponad 4 zł, euro w okolice 4,60, a może więcej, za franka trzeba będzie płacić np. 4,50.
I co gorsza, na takich poziomach nasza waluta może pozostać dłużej - według prognoz Morgana Stanley’a, w przypadku Brexitu pod koniec roku euro kosztowałoby około 4.60-4.65 zł.
Jeżeli Brytyjczycy zagłosują za wyjściem z Unii, to jest wysoce prawdopodobne, że na giełdach całego świata indeksy będą się świecić wyłącznie na czerwono. Kolejny czarny piątek jest niemal pewny. Inwestorzy będą pozbywać się akcji i uciekać do bardziej bezpiecznych aktywów – złota i niektórych walut.
Jak duże będą spadki? Tego dokładnie oczywiście nikt nie wie, ale prognozy są. Morgan Stanley np. uważa, że w wypadku Brexitu akcje pięćdziesięciu największych europejskich spółek zgrupowane w indeksie Euro Stoxx 50 potanieją o 15 procent. Jeśli Brexitu nie będzie - mają wzrosnąć o 17 procent. Z kolei Bank of America zakłada, że brytyjskie referendum wywoła ruch na giełdach o 10 procent - w jedną, lub w drugą stronę.
W Polsce może być gorzej. Nasza giełda jest traktowana jako bardziej ryzykowna od większych parkietów i spadki mogą być większe od tych, które pojawią się np. na giełdzie we Frankfurcie. Na początek, zaraz po rozpoczęciu notowań w piątek, WIG20 5 proc. w dół? Całkiem możliwe.
Japan Financial Markets Shizuo Kambayashi (AP Photo/Shizuo Kambayashi)
Wielka Brytania to jeden z naszych najważniejszych partnerów gospodarczych. To trzeci kraj, jeśli chodzi o wielkość polskiego eksportu – po Niemcach i Czechach. I do tego w handlu z Wyspami mamy sporą nadwyżkę - w zeszłym roku wyniosła ona ponad 7 mld zł. To więcej niż całe nasze dodatnie saldo obrotów handlowych z pozostałymi krajami i ponad 1,5 proc. polskiego PKB. Wątpliwe by to się utrzymało, jeżeli Brytyjczycy zagłosują za wyjściem z Unii.
Może zmaleć nasz handel z Wielką Brytanią, mogą spaść inwestycje brytyjskie w Polsce. Może również do Polski napłynąć mniej zamówień z Niemiec, która same sporo ucierpią na Brexicie.
Morgan Stanley prognozuje, że przegrana Camerona w referendum może zmniejszyć wzrost polskiego PKB w 2016 roku o 0,1-0,2 pkt. proc. a w przyszłym o 0,5-1,4 pkt. proc.
- Szacujemy, że w razie wyjścia Wielkiej Brytanii z UE, PKB Europy Środkowo-Wschodniej straciłoby łącznie 0,7 pkt. proc. do końca 2017 r. W ekstremalnym scenariuszu wzrost mógłby być mniejszy o 1,9 pkt. proc., podobnie jak w strefie euro, choć byłoby to bardziej rozłożone w czasie – napisali analitycy amerykańskiego banku inwestycyjnego w raporcie.
Czytaj też: Co łączy Trumpa z szefem niemieckiej Pegidy, a Obamę z Warufakisem i Morawieckim?
Opolszczyzna ma otrzymać prawie miliard euro. Fot. Bartosz Bobkowski / Agencja Wyborcza.pl
Jeżeli Wielka Brytania wyjdzie z Unii Europejskiej, skończy się również szeroki strumień euro płynący do nas z Brukseli. Tylko w 2014 r. otrzymaliśmy z Unii na czysto 13,7 mld euro. To ok. 1/3 kwoty, która trafiła do wszystkich unijnych beneficjentów. Problem w tym, że Wielka Brytania jest trzecim największym płatnikiem netto do kasy UE. Składka Wielkiej Brytanii do wspólnego budżetu sięga ponad 11 mld euro rocznie przy 13,5 mld euro Francji, 25 mld euro z Niemiec oraz 3,5 mld euro z Polski.
Jeżeli więc Brytyjczycy pożegnają się z unią, możemy na początek stracić około 2 mld euro – o takich pieniądzach się mówi. A to ostrożny szacunek. Bo zapewne nowy budżet Unii po roku 2020 nie będzie już tak hojny dla biedniejszych krajów jak do tej pory.
Zarządzanie budżetem naszego państwa będzie więc trudniejsze. Również dlatego, że po Brexicie wzrośnie rentowność naszych obligacji, co w praktyce oznacza, że Polska będzie musiała więcej płacić za swój dług. Jeżeli Brexit dołoży 0,5 pkt proc. do rentowności naszych obligacji – a to całkiem realne - to rocznie mamy o około 1 mld zł wyższe koszty obsługi długu.
Wie to nasz minister finansów. W środę przed wylotem do Niemiec na konsultacje międzyrządowe powiedział, że przygotował budżet państwa na ewentualny Brexit. - W poprzednich miesiącach dokonaliśmy zaliczkowo emisji długu polskiego proporcjonalnie większej niż przypadałoby to z kalendarza. Jesteśmy bardzo dobrze zabezpieczeni. Zrealizowaliśmy potrzeby pożyczkowe budżetu na rok 2016 już w 70 proc. – mówił.
Ministerstwo zgromadziło potężną rezerwę czystej, żywej gotówki - 60 mld zł. Czy to wystarczy? Na pewno pomoże przetrwać pierwsze ciężkie chwile. Ale później lekko nie będzie. Brexit zmieni cały nasz świat.
Tekst pochodzi z blogu "Subiektywnie o giełdzie i gospodarce"