Deficyt budżetowy Arabii Saudyjskiej wyniósł w 2015 r. rekordowe 98 mld dolarów. Było to podstawą zapowiedzi znaczącego ograniczenia wydatków, cięcia płac w administracji publicznej, a także obniżenia sporych rządowych subwencji na paliwa i wodę.
Teraz ograniczenia urzędniczych pensji stały się faktem. Król Salman ibn Abd al-Aziz Al Su’ud zredukował wynagrodzenia ministrów o 20 procent, a deputowanych o 15 procent. Liczbę dni urlopu ograniczono z 42 do 36. Urzędnicy stracą prawo do dodatków za pracę w nadgodzinach czy zwrotu kosztów dojazdów do pracy.
Saudyjczycy od lat przyzwyczajeni byli do rządowej hojności. Władze zapewniały sobie spokój za pomocą różnego rodzaju subwencji czy gwarancji zatrudnienia w rozbudowanym sektorze publicznym.
Najważniejszym powodem cięć urzędniczych wynagrodzeń są notowania ropy naftowej, które z uwagi na nadpodaż od dwóch lat utrzymują się na niskich poziomach. Ropa przynosi 80 proc. dochodów budżetowych Arabii Saudyjskiej i 45 proc. PKB.
Budżet państwa obciążają ponadto koszty walki o pozycję w regionie. Królestwo zaangażowało się w wojnę w Jemenie, koalicję walczącą z Państwem Islamskim, finansuje też regionalne rządy.
Gospodarka Arabii Saudyjskiej zwalnia od kilku miesięcy. W pierwszym kwartale 2016 roku PKB wzrósł o 1,3 proc. rok do roku - to najgorszy wynik od pierwszego kwartału 2013 roku. Gospodarka królestwa bez wydobycia i przetwórstwa ropy naftowej urosła o jedyne 0,2 proc., to z kolei najniższy wskaźnik od około 25 lat.
Co prawda sektory związane z ropą wzrosły w I kwartale br. o 5,1 proc., ale część gospodarki niezwiązana z tym surowcem skurczyła się o 0,7 proc.
Jeszcze przed opublikowaniem tych nie najlepszych danych agencja Moody's obniżyła rating królestwa. Wcześniej, po raz pierwszy w historii, to samo uczyniła agencja Fitch.