Jarosław Kaczyński powiedział, że "będziemy się starać znaleźć wyjście najlepsze, najbardziej efektywne. (...) będziemy pracować w ten sposób, żeby z jednej strony to nadużycie jakoś uchylić, uchylić jego skutki, a z drugiej strony tak, żeby nie doprowadzić do zrujnowania, rozbicia systemu bankowego, bo takie niebezpieczeństwo też istnieje”
Szef PiS zapowiedział, że „droga, która zostanie przyjęta będzie brała pod uwagę ten aspekt sprawiedliwościowy i także ten aspekt pragmatyczny”.
Stanowisko prezesa największej partii politycznej w Polsce może oznaczać, że pomysł przewalutowania kredytów frankowych po kursie z dnia ich zaciągnięcia definitywnie odchodzi w przeszłość. Tego właśnie domagały się stowarzyszenia osób zadłużonych we frankach jeszcze w czasie kampanii prezydenckiej w 2015. Obietnica Andrzeja Dudy, że złoży w tej sprawie projekt ustawy była jedną z najważniejszych i jedną z tych, które pozwoliły mu wygrać wybory. Na początku tego roku KNF wyliczył, że koszt zmian w takiej wersji przekroczy w negatywnym scenariuszu 100 miliardów złotych, a efektem będą mogły być upadłości kilku banków. W związku z gwarancjami państwa dla depozytów bankowych w wyniku tych upadłości spore koszty poniósłby także budżet państwa.
W efekcie wymyślono projekt zastępczy: projekt ustawy o zwrocie zadłużonym spreadów walutowych. W tym przypadku koszt jest zdecydowanie mniejszy. Kancelaria Prezydenta szacuje go na około 4 miliardy złotych, KNF uznał, że będzie on większe, ale nie przekroczy 10 miliardów złotych.
Pierwsze czytanie projektu tej ustawy w Sejmie jest zaplanowane na 20 października.
Sprawę faktycznego przewalutowania kredytów frankowych pozostawiono do uregulowania w przyszłości. Jarosław Kaczyński dzisiaj wskazał, że nawet jeśli doczekamy się kiedyś jakiegoś rozwiązania, to nie będzie ono drastyczne i nie narazi banki na poważne straty.