Strażnicy miejscy ruszyli na jesienne łowy. Do ścigania łamiących prawo wykorzystują drony

Im zimniej, tym więcej smogu w polskich miastach. Problem jest na tyle poważny, że gminy coraz częściej wysyłają strażników miejskich do kontrolowania czym palimy w piecach. Za spalanie odpadów grożą grzywny (do 500 zł), kary finansowe w postępowaniu sądowym (do 5 tys. zł), a nawet (w szczególnych przypadkach) do trzech lat więzienia.

Ruda Śląska, Kraków, Warszawa, Sosnowiec - przybywa miast, które grożą i ostrzegają mieszkańców przed kontrolami domowych pieców. Winnym wlepiane mogą być grzywny, kary, ale nie tylko. Spalający odpady mogą być karceni zgodnie z ustawą o odpadach, która uznaje termiczne przekształcanie odpadów poza miejscami do tego przeznaczonymi za wykroczenie. A strażników do pieca trzeba wpuścić, bo utrudnianie kontroli w zakresie ochrony środowiska osobom uprawnionym lub im pomagającym - zgodnie z art. 225 par. 1 Kodeksu karnego - zagrożone jest karą do trzech lat więzienia.


Sprawa dla wielu lokalnych władz jest zresztą wręcz paląca. Nie dalej jak tydzień temu Rzecznik Praw Obywatelskich przyłączył się do skargi Fundacji Prawnicy dla Ziemi, która kwestionuje prawo Zakopanego do pobierania opłaty miejscowej, tzw. klimatycznej (Zakopanego!). A kwestionuje ją dlatego, że w stolicy polskich gór doszło do przekroczenia poziomów stężeń szkodliwych substancji w powietrzu.

Nawet drony badają czym palą niefrasobliwi lokatorzy

Skąd wiadomo kogo strażnicy mają skontrolować i jak badane są piece? Najczęściej strażnicy badają piece wskutek doniesienia sąsiadów, którym nie podoba się dym z okolicznego komina. Potem urzędnicy sprawdzają zawartość pieca, pobierają próbki popiołu (są wyspecjalizowane firmy, które badają jego zawartość). Na przykład w Krakowie jedną z najczęściej wykrywanych nieprawidłowości jest palenie starymi meblami.

Ale są też i bardziej nowoczesne metody. Np. w Bytomiu Główny Instytut Górnictwa opracował mobilną platformę monitoringu wybranych parametrów niskiej emisji z wykorzystaniem dronów (tak fachowo nazywa się to urządzenie). Zastosowano w niej laserowe mierniki stężenia pyłu, dwutlenku i tlenku węgla.

zdjęcia z dronazdjęcia z drona DAWID CHALIMONIUK / Agencja Wyborcza.pl

 - Dzięki zastosowaniu drona, diametralnie skraca się czas procedury kontrolnej, bo urządzenie pobierając próbkę dymu wydobywającą się z naszego komina, natychmiast przeprowadza jej analizę. Za pomocą specjalnego oprogramowania dane trafiają do operatora i są zapisywane w bazie. Obecność szkodliwych gazów i pyłów świadczy o tym jakiego „paliwa” używa niefrasobliwy lokator - mówi dr inż. Jan Bondaruk, zastępca naczelnego dyrektora ds. inżynierii środowiska GIG, cytowany przez PortalSamorzadowy.pl

Palimy aż 20 proc. śmieci?

Choć, jak twierdzą zgodnie niemal wszyscy specjaliści Polacy są coraz bardziej wyedukowani ekologicznie i coraz częściej zwracają uwagę na smog, wciąż 40 proc. z nas przyznaje, że nie wie, na czym polega zjawisko niskiej emisji, a 20 proc. uważa, że palenie śmieci to wyraz oszczędności i proekologicznego działania - wynika tak z ostatniej analizy przeprowadzonej w ramach kampanii "Nie rób dymu".
Problem jest poważny także dlatego, że Polacy produkują coraz więcej śmieci - rocznie to obecnie aż 283 kg odpadów komunalnych na głowę (wg danych GUS).
- Są szacunki, które raczej zaniżają wartości rzeczywiste, które mówią, że co najmniej 10 do 15 proc. odpadów, surowców, które mogłyby trafić do recyklingu jest przez nas palone. Ja niestety podejrzewam, że to jest bardziej 20 proc. - szacuje Sławomir Brzózek z fundacji Nasza Ziemia, cytowany przez Polskie Radio.

Więcej o: