Valer Dorneanu, prezes rumuńskiego trybunału konstytucyjnego, informuje, że trybunał podjął swoją decyzję z powodu bardzo istotnych różnic pomiędzy wersją ustawą, która wyszła z Senatu, a ostatecznym kształtem dokumentu przyjętego przez Izbę Deputowanych (polski odpowiednik Sejmu). Dorneanu stwierdził także, że ustawa narusza „pewne dyrektywy europejskie” (nie sprecyzował jednak jakie).
Izba Deputowanych przyjęła pod koniec zeszłego roku ustawę frankową bardzo korzystną dla frankowiczów. Zakładała przewalutowanie kredytów frankowych na leje po historycznym kursie (dwukrotnie niższym od obecnego). Zupełnie inna wersja wyszła z Senatu – według jego koncepcji przewalutowanie miało być możliwe przy obecnym kursie franka.
Co więcej, Izba Deputowanych usunęła także próg kwoty kredytów, które miały być objęte regulacjami - czyli maksymalnie 250 tys. franków. Deputowani zlikwidowali także ograniczenie ustawy do osób, których raty wynoszą minimum 50 proc. dochodów.
Nadal rumuńscy frankowicze mają natomiast możliwość pozbycia się swojego kredytu hipotecznego oddając bankowi mieszkanie.
Rumuński bank centralny oraz sektor bankowy mocno krytykowały tę ustawę. Według ich wyliczeń, regulacje kosztowałyby banki ok. 560 mln euro.
Mugur Isarescu, szef rumuńskiego banku centralnego, stwierdził, że nie wyobraża sobie życia w czasach, gdy „przestrzeganie umów jest nieistotne”. Jednocześnie dopuścił możliwość renegocjacji umów przyznając, że ryzyko umów powinno być rozłożone pomiędzy banki a kredytobiorców.
Rumuńscy frankowicze mają podobny problem co polscy – przez ostatnich ok. 10 lat, czyli apogeum akcji kredytowej we frankach, kurs szwajcarskiej waluty wzrósł dwukrotnie. To przełożyło się nie tylko na wzrost rat, ale co istotniejsze – na skok wartości kredytu w przeliczeniu na rodzimą walutę.
kurs CHF/RON źródło: stooq.pl
Szacuje się, że kredytów frankowych w Rumunii jest ok. 35 tys. To „stosunkowo” niewiele w porównaniu do ok. 520 tys. tego typu zobowiązań w Polsce.
Warto zaznaczyć, że przez ostatnie lata liczba kredytów frankowych w Rumunii spadła o połowę - niektóre banki nie chciały czekać na odgórne regulacje i same podjęły negocjacje z klientami w sprawie konwersji waluty kredytu.
Z drugiej strony, kredyty we frankach nie stanowią w Rumunii zbytniego zagrożenia systemowego. Jak wynika z opracowania rumuńskiego banku centralnego z lutego 2015 r., udział zobowiązań frankowych w rumuńskim PKB i ogóle udzielonych kredytów był kilkukrotnie niższy niż w Polsce.
. źródło: raport banku centralnego Rumunii
Dużo więcej Rumunów zadłużało się w euro. W listopadzie 2014 r. takich kredytów było udzielonych blisko 430 tys. (dla porównania, w Polsce jest ich spłacanych obecnie ok. 100 tys.).
W Polsce też trwają prace nad ustawą frankową, ale, jeśli w ogóle kiedyś doczekamy się jej wprowadzenia (różne pomysły są przedstawiane od dwóch lat, ale nic z nich na razie nie wynika), to zapewne będzie ona zupełnie inna od wersji rumuńskiej.
Jest mało prawdopodobne, aby w życie weszły jakiekolwiek mechanizmy automatycznego przewalutowania kredytów „frankowych”. W komunikacie po swoim styczniowym posiedzeniu Komitet Stabilności Finansowej (w jego skład wchodzą: Minister Finansów oraz szefowie Narodowego Banku Polskiego, Komisji Nadzoru Finansowego i Bankowego Funduszu Gwarancyjnego) napisał, że "ewentualne inwazyjne rozwiązania prawne skutkujące powszechnym przewalutowaniem walutowych kredytów mieszkaniowych, niezależnie od ich ewentualnego kształtu, nie są właściwe". W podobnym tonie wyrażał się też niedawno m.in. wiceminister finansów Piotr Nowak.
Zamiast „drastycznych” metod, nadzór bankowy próbuje na razie przymuszać banki do negocjacji z klientami w sprawie przewalutowywania ich frankowych umów na złote m.in. podwyższając wymogi kapitałowe czy wagi ryzyka dla aktywów frankowych.
Zobaczymy jednak, co zrobią posłowie. W sejmowej komisji finansów publicznych trwają prace nad ustawą, która zasadniczo ma bazować na prezydenckim pomyśle rozliczenia tzw. spreadów walutowych. Jacek Sasin, przewodniczący komisji, nie wyklucza jednak „zaczerpnięcia” także z pozostałych projektów na stole - autorstwa PO oraz Kukiz’15 - zakładających różne modele przewalutowania.