Nowy wielki kontrakt Airbusa. Sprzeda 140 samolotów Chińczykom. Jasny sygnał dla Trumpa?

Marcin Kaczmarczyk
W środę Airbus poinformował o podpisaniu umowy na sprzedaż 140 samolotów chińskiej państwowej spółce za 23 mld dol. Stało się to podczas wizyty prezydenta Chin w Niemczech i na dwa dni przed przylotem Donalda Trumpa na spotkanie G20 do Hamburga.

- To jeden z największych kontraktów, jaki podpisaliśmy w historii – powiedział w środę w Berlinie Tom Enders, dyrektor zarządzający Airbus Group, największego europejskiego koncernu lotniczo-zbrojeniowego.

W uroczystości podpisania umowy uczestniczył przebywający właśnie z wizytą w Niemczech Xi Jinping, prezydent Chin oraz Angela Merkel, kanclerz Niemiec. 

Chińczycy kupują 100 samolotów A320 – zarówno w starszej wersji CEO , jak w nowszej wersji NEO – oraz 40 A350. Pierwsza z tych maszyn to europejski konkurent dwusilnikowego Boeinga 737, najpopularniejszego samolotu pasażerskiego na świecie. A model A350 to odpowiedź przede wszystkim na konkurencję ze strony Dreamlinera.

Czytaj więcej: Kto zamierza kupić aż 440 myśliwców F-35?

Około połowy samolotów zakupionych w ramach nowego zamówienia zostanie finalnie zmontowanych w zakładach Airbusa w Chinach.

Airbus, jak powiedział na konferencji prasowej Enders, ma nadzieję, na kolejne zakupy Chińczyków. Koncern próbuje ich przekonać między innymi do modelu A380, dużego samolotu czterosilnikowego, który cieszy się teraz bardzo nikłym zainteresowaniem na rynku – linie lotnicze wolą bardzie ekonomiczne i tańsze samoloty dwusilnikowe dalekiego zasięgu, jak np. Airbus A350.

Sygnał dla Trumpa?

Na zakup należy również popatrzeć jako na pewną manifestację polityczną. Xi podpisał wielki kontrakt w Berlinie na dwa dni przed szczytem G20 w Hamburgu, gdzie zjawi się Trump. To wyraźny sygnał do amerykańskiego prezydenta. Berlin pokazuje, że może zbliżyć się do Pekinu, poradzi sobie w świecie bez aktywnej roli USA i nie boi się protekcjonistycznych gróźb nowej administracji.

Chiny podobnie - sygnalizują że nie są skazane wyłącznie na współpracę z Amerykanami. Ogromne zamówienie mogą też złożyć w Europie. I w tej sytuacji zarobią robotnicy w kilkunastu miejscach na Starym Kontynencie, gdzie produkowane są części do samolotów Airbusa, a nie Amerykanie zatrudnieni w zakładach Boeinga.

Tekst pochodzi z blogu „Giełda i gospodarka.pl”

Więcej o: