Bezrobocie w ubiegłym miesiącu było niższe o 0,2 punktu procentowego niż we wrześniu (kiedy to wyniosło 6,8 proc.) i o 1,6 pkt. proc. niższe niż w październiku ubiegłego roku. Jak podaje resort pracy, taki wskaźnik bezrobocia ostatni raz mieliśmy w styczniu 1991 roku.
- To istne tąpnięcie, zwłaszcza biorąc pod uwagę obecne poziomy bezrobocia. To największy jednorazowy spadek stopy bezrobocia w trwającej ponad 4 lata sekwencji spadków - napisali w komentarzu ekonomiści mBanku.
Bezrobocie spadło we we wszystkich województwach, ale jego poziom jest silnie zróżnicowany geograficznie. Najniższy mamy w województwie wielkopolskim, gdzie wynosi 3,8 proc., najwyższy w warmińsko-mazurskim, gdzie to aż 11,6 proc.
Spadła też liczba bezrobotnych, o 4,1 proc. czyli o 46 tys. osób w porównaniu do września - do 1 mln 71,1 tys. Minister Elżbieta Rafalska mówiła na konferencji, że liczy na to, że w przyszłym roku liczba bezrobotnych spadnie poniżej miliona.
Skąd wzięło się to „istne tąpnięcie” stopy bezrobocia? Według ekspertów mBanku, prawdopodobnie przyczyną jest obniżka wieku emerytalnego. - Zakładaliśmy od początku, że spowoduje ona duży odpływ z bezrobocia, ale mały - z zatrudnienia. Wstępne dane wydają się potwierdzać te założenia - pisze mBank.
Potwierdził je częściowo także wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej Bartosz Marczuk, który tuż po opublikowaniu komunikatu resortu był gościem radia TOK FM. Powiedział wprawdzie, że nie zna dokładnych statystyk, ale przyznał, że powrót do niższego wieku emerytalnego miał jakieś znaczenie, bo część osób, która złożyła wnioski emerytalne, nie była w tym czasie zatrudniona.
Z informacji przekazanych przez MRPiPS widać też, że pracodawcy szukają pracowników, obecnie wolnych miejsc pracy jest ponad 152 tys. W październiku do urzędów zgłoszono o 34,2 tys., czyli o 29,3 proc. więcej ofert, niż rok temu.
To, że pracodawcy mają coraz większy problem ze znalezieniem pracowników, dobrze widać na poniższym wykresie mBanku, obrazującym liczbę ofert przypadającą na tysiąc bezrobotnych - w październiku ten wskaźnik wystrzelił.
- Pracują już wszyscy, którzy chcą - uważa wiceminister Bartosz Marczuk i przyznaje, że zaczyna się pojawiać problem z podażą pracy. - Mamy tu spore zasoby, żeby aktywizować tych, którzy są bierni zawodowo. Powinniśmy dynamiczniej przyglądać się temu, co dzieje się wokół pracy cudzoziemców w Polsce - powiedział w TOK FM.
Czytaj też: Ukraińców płacących składki do ZUS jest już 10 razy więcej niż 5 lat temu
Według ekonomistów, ten problem z podażą pracy związany jest z płacami, choć nie do końca w taki sposób, jak mogłoby się wydawać. - Przedsiębiorcy, patrząc na stan wydajności pracy w swojej firmie, nie mogą sobie pozwolić na podwyżki, które mogłyby przyciągnąć nowych pracowników - mówił w radiu TOK FM ekonomista Bogusław Grabowski. Wtórowała mu Irena Ożóg, była wiceminister finansów. Jej zdaniem płace w Polsce nie są za niskie, jeśli zestawi się je z wydajnością i produktywnością. - My mamy tempo wzrostu wynagrodzeń w ostatnim czasie znacznie przekraczające wzrost wydajności pracy - uważa ekspertka. - Bez wzrostu inwestycji nie będzie wzrostu wydajności - dodał trzeci z gości, Andrzej Arendarski, prezes Krajowej Izby Gospodarczej.
+++