O sprawie poinformował serwis Money.pl, powołując się na anonimowe zgłoszenie od pracowników, którzy zostali poddani badaniu.
- Rano kierownictwo poprosiło nas o przyjście do pokoju socjalnego, w którym czekali pracownicy jakiejś zewnętrznej firmy. Założyli nam aparaty do mierzenia pracy serca, które nosiliśmy przez cały dzień. Żadnego wyjaśnienia, czemu ma to służyć - opowiada pracownik jednego ze sklepów sieci Biedronka.
Badanie holterem jest nieinwazyjne i bezbolesne, jednak wymaga przyklejenia do ciała w ściśle określonych miejscach (klatka piersiowa) czujników, które monitoirują pracę serca. Wymagało to od niektórych pracownic zdjęcia biustonoszy. Problem w tym, że miało się to odbywać w pomieszczeniu socjalnym, do którego każdy miał dostęp, a badacze z Instytutu Pracy się nie wylegitymowali, więc kasjerki nie wiedziały, czy osoby, przy których się rozbierają są lekarzami.
Pracownicy zostali poinformowani, że odczyty z urządzeń będą analizowane zbiorczo, jednak w wyniku problemów komunikacyjnych zaczęli się obawiać, że chodzi o sprawdzenie, jak poszczególne osoby wywiązują się ze swoich obowiązków.
Badanie zostało zapowiedziane dzień wcześniej, jednak pracowników nie wyjaśniano, na czym będzie polegało.
Sprawa oburzyła internautów, którzy szybko stwierdzili, że to działanie niezgodne z prawem, a sieć powinna zapłacić olbrzymią karę.
Biedronka nie złamała prawa
W komunikacie przesłanym do redakcji next.gazeta.pl Biedronka tłumaczy, że badanie służy dwóm głównym celom – określeniu kosztu energetycznego na poszczególnych stanowiskach, co jest wymagane przez prawo pracy, oraz wprowadzaniu zmian korzystnych dla pracowników.
- Takie pomiary są przez nas zamawiane od wielu lat, a za ich realizację jest
odpowiedzialny renomowany Instytut Medycyny Pracy im. Prof. J. Nofera w Łodzi,
współpracujący z WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) - tłumaczy sieć.
W wyniku ostatnich tego typu badań w sklepach sieci Biedronka oraz jej centrach dystrybucyjnych wprowadzono następujące zmiany:
Konieczność monitorowania środowiska pracy wynika z rozporządzenia Ministra Zdrowia w sprawie badań i pomiarów czynników szkodliwych dla zdrowia w środowisku pracy z 2011 r. (§ 2. 1. )
Państwowa Inspekcja Pracy poproszona o prawną ocenę sytuacji odpowiedziała w sposób wymijający przesyłając przypomnienie zasad przeprowadzania badań wstępnych i okresowych.
Zawiódł czynnik ludzki
Biedronka nie udaje, że wszystko poszło zgodnie z planem. W oficjalnym komunikacie sieć przyznaje, że "w dwóch przypadkach proces komunikacji między pracownikami, ich przełożonymi oraz badaczami Instytutu mógł doprowadzić do dyskomfortu niektórych pracowników. Wyciągniemy wnioski z uwag naszych pracowników, planując kolejne tego typu działania."
Alfred Bujara, przewodniczący Sekcji Krajowej Pracowników Handlu NSZZ Solidarność dodaje, że Jeronimo Martins przeprowadziło badanie bez poinformowania o tym związków zawodowych. Prawnie nie miało takiego obowiązku.
- Nie wiemy w jakich sklepach były robione badania, ile osób pracowało danego dnia na zmianie, jakie prace zostały im zlecone. To wszystko ma wpływ na wyniki badań - mówi Bujara.
Ponieważ związkowcy o całej sprawie dowiedzieli się z mediów, dopiero podejmują dalsze kroki. Najprawdopodobniej obejmą one zgłoszenie do Państwowej Inspekcji Pracy.
***