W ustaleniu kwoty płacy minimalnej udział biorą trzy strony: rządowa, przedstawiciele pracowników i przedstawiciele pracodawców. Każda z nich podaje swoją propozycję.
Przedstawiciele pracodawców postulowali o poniesienie płacy minimalnej o kwotę, która wynika z ustawy, czyli 117 zł brutto do 2217 zł brutto.
Ministerstwo Pracy podało kwotę 2250 zł brutto. Dzięki temu w 2019 r. najniższe wynagrodzenie wciąż wynosiłoby 47,3 proc. średniej krajowej. Resort tym samym walczy o to, żeby nie narastało rozwarstwienie między najmniej zarabiającymi, a resztą społeczeństwa.
Związki zawodowe podały następujące kwoty: OPZZ chce podwyżki o 283 zł, a Solidarność o 178 zł.
Tymczasem rząd podał kwotę 2220 zł.
Jego propozycja została przedstawiona Radzie Dialogu Społecznego, na forum której odbędą się dalsze negocjacje, które powinny zakończyć się w ciągu 30 dni.
W przypadku uzgodnienia wysokości minimalnego wynagrodzenia za pracę oraz wysokości minimalnej stawki godzinowej zostaną one ogłoszone w drodze obwieszczenia Prezesa Rady Ministrów. W przeciwnym razie wysokości minimalnego wynagrodzenia za pracę oraz minimalnej stawki godzinowej w 2019 r. zostaną ustalone przez rząd w drodze rozporządzenia.
Ministerstwo Pracy się zbuntuje?
Propozycję resortu pracy zablokował resort finansów, który policzył, ile podwyżka płacy minimalnej będzie kosztowała budżet państwa.
Według szacunków resortu pracy podniesienie minimalnego wynagrodzenia do kwoty 2220 zł przełoży się na wzrost wydatków budżetu państwa w 2019 roku z tytułu tzw. 'podwiązek' (tj. świadczeń i składek finansowanych z budżetu państwa ustalanych w oparciu o minimalne wynagrodzenie za pracę) o ok. 215 mln zł w skali roku. Z danych GUS wynika, że liczba pracowników otrzymujących wynagrodzenie w wysokości płacy minimalnej wynosi ok. 1,5 mln osób, a zarazem 13 proc. ogółu liczby pracowników najemnych w przeliczeniu na pełne etaty
- podało również Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki społecznej.
W tym roku ustalanie płacy minimalnej ma wyjątkowo burzliwy przebieg nie tylko ze względu na dużą rozpiętość kwot - od 117 zł do 283 zł, ale również dlatego, że pierwszy raz odkąd PiS objął władzę, rząd opowiada się po stronie pracodawców.
Kiedy rząd Beaty Szydło pierwszy raz ustalał stawkę na 2017 r., przelicytował wszystkich i podbił kwotę do 2000 zł. Rok później resort pracy dopiął swego i w ostatniej chwili zwiększył kwotę z 2050 zł do 2100 zł brutto. Wtedy pracodawców nikt nie słuchał, choć nikt nie miał 100 proc. pewności, jak potoczy się sytuacja na rynku pracy.
Można się spodziewać, że Ministerstwa Pracy podczas ostatecznych negocjacji będzie chciało podtrzymać swoją kwotę, która jest kompromisowa.
Związki zawodowe nie zamierzają odpuszczać i zapowiedziały, że będą się trzymać swoich stanowisk.
Piotr Szumlewicz z OPZZ w oświadczeniu wysłanym do prasy podkreślił, że są głęboko rozczarowani propozycjami Rady Ministrów odnośnie przyszłorocznej płacy minimalnej.
Rząd chwali się dobrymi wynikami gospodarczymi, wzrostem wpływów podatkowych, niskim bezrobociem, a mimo to nie chce pomóc najgorzej zarabiającym mieszkańcom Polski. (...) Jeżeli rząd nie zmieni swojej propozycji, to proporcja płacy minimalnej do średniej zmniejszy się. Miała być dobra zmiana, a szykuje się regres.
Dalej Szumlewicz podaje, że zdaniem OPZZ płaca minimalna powinna wynosić co najmniej 50 proc. średniego wynagrodzenia.
Dlatego proponujemy na przyszły rok wzrost miesięcznego minimalnego wynagrodzenia do 2383 zł, a najniższej płacy godzinowej do 15,50 zł. W Polsce wciąż wysoki odsetek pracowników żyje w ubóstwie, a minimalne wynagrodzenie jest istotnym instrumentem walki z biedą i wykluczeniem społecznym.
Jego zdaniem fakt, że po ostatnich podwyżkach płacy minimalnej bezrobocie wciąż spadało i spada, jest ostatecznym dowodem, że podnoszenie płac nie ma negatywnego wpływu na rynek pracy i gospodarkę.
Zapowiedział również, że "jeżeli rząd nie zmieni zdania i minimalna płaca miesięczna wzrośnie zaledwie o 120 zł, będziemy walczyć na poziomie branż i zakładów pracy, aby zarobki najgorzej zarabiających pracowników stanowiły co najmniej 50 proc. średniego wynagrodzenia. Polski nie stać na niskie płace!".
Piotr Duda, szef Solidarności, również nie krył rozczarowania. - Propozycja na poziomie 2220 zł w ogóle jest dla nas nie do przyjęcia, bo jeszcze zmniejsza nam to, o co nam chodzi, czyli dojście do 50 proc. średniego wynagrodzenia – powiedział Duda, zapowiadając dalszą dyskusję na ten temat na forum Rady Dialogu Społecznego.
Duda chce dopiąć swego, ale nie zamierza iść z rządem na wojnę. Choć propozycja jego związku to 2273 zł, dopuszcza pójście na kompromis. - To jest propozycja rządu, nasze propozycje będą na pewno inne. Uważamy, że na tym polega dialog; chyba Prawo i Sprawiedliwość nie bawi się w Platformę Obywatelską i nie powie, że ma być tak i tak będzie – to już, mam nadzieję, jest dawno za nami – dodał.
+++