Nowa waluta - "boliwar suwerrenny" warta jest 100 000 starych boliwarów. Jej kurs ma być powiązany z kursem wprowadzonej kilka miesięcy temu narodowej kryptowaluty petro. Poza księgową operacją obcięcia pięciu zer zdecydowano też o dewaluacji. Bank centralny uznał, że dolar amerykański wart jest 6 mln, a nie jak do tej pory 300 tys. starych boliwarów.
Wenezuelski rząd zapowiada także uszczelnienie rynku paliw, wzrost podatków oraz podniesienie płacy minimalnej do 1800 boliwarów, co stanowi równowartość 30 dolarów amerykańskich. To przeszło 30 razy więcej niż wynosi obecna płaca minimalna.
Kolejny zestaw rozpaczliwych zmian ma stabilizować gospodarkę, powstrzymać niekontrolowaną hiperinflację i zatrzymać dramatyczny eksodus Wenezuelczyków za granicę, który wywołany jest chronicznym brakiem żywności i lekarstw, zawirowaniami politycznymi i rosnącą przestępczością.
W poniedziałek prezydent Wenezueli Nicolas Maduro okrzyknął pakiet naprawczy "rewolucyjną, magiczną formułą". Maduro zapowiedział koniec "dolaryzowania cen".
Ale eksperci są sceptyczni. Przewidują szybką dewaluację petro (oraz nowego boliwara) i powrót do druku pustego pieniądza, co oznacza dalszy wzrost inflacji oraz zapaść gospodarczą i eskalację problemów humanitarnych.
Steve Hanke, znany amerykański ekonomista nazwał nową walutę "oszustwem" i porównał ją do operacji plastycznych, jakich wiele przeprowadza się w stolicy kraju - Caracas. - Zmienia się wygląd, ale w rzeczywistości nic się nie zmienia - podsumował Hanke.
Lider opozycji Henrique Capriles określił ostatnie działania rządu jako "ostateczną katastrofę".
Badanie przeprowadzone w lutym tego roku wykazało, że prawie 90 proc. Wenezuelczyków żyje w ubóstwie, a ponad 60 proc. ankietowanych stwierdziło, że nie stać ich na żywność.
Według Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR) tylko od początku roku do Ekwadoru przez Kolumbię uciekło ponad pół miliona Wenezuelczyków.
Zasobna w ropę naftową Wenezuela była niegdyś najbogatszym krajem w Ameryce Łacińskiej.