Sasin szczerze ws. frankowiczów. "Nie możemy tego tak zrobić"

Frankowicze już dawno stracili jakąkolwiek nadzieję na realizację wyborczych zapowiedzi prezydenta Andrzeja Dudy. Na wszelki wypadek przypomniał im jednak o tym poseł PiS Jacek Sasin.

- Nie możemy tego zrobić w ten sposób. Ta obietnica w takiej wersji, jak została złożona, nie zostanie wypełniona - mówił w piątek w RMF FM o przewalutowaniu tzw. kredytów frankowych po kursie z dnia ich udzielenia poseł PiS Jacek Sasin, do stycznia br. przewodniczący sejmowej komisji "frankowej".

Efekt [przewalutowania - red.] byłby taki, że każdy z obywateli - nawet ci, którzy nie brali tych kredytów - ostatecznie by za tę decyzję rządu zapłacił 

- dodawał Sasin mówiąc, że o tym efekcie PiS przed wyborami "nie wiedział", bo m.in. nie miał "wglądu do wszystkich dokumentów państwa".

Sasin odniósł się w ten sposób do wypomnianej jego partii niespełnionej obietnicy z kampanii wyborczych w 2015 r. Można wspomnieć w tym kontekście np. słowa Andrzeja Dudy z debaty prezydenckiej w 2015 r.

Trzeba ulżyć tym ludziom i powrócić do rozliczenia złotówkowego tych kredytów tak, jakby nigdy nie były we frankach szwajcarskich

- mówił o frankowiczach Duda.

Te kredyty powinny być spłacane po kursie, po którym były brane. To powinno być ryzyko bankowe. To jest zmiana, która powinna zostać zrobiona

- mówił Duda na jednym ze spotkań z wyborcami.  

 

Dlaczego przewalutowania nie będzie?

Oczywiście słowa Sasina nie są żadnym przełomem. O tym, że żadnego ustawowego przewalutowania rząd PiS nie zarządzi, wiadomo od dawna. W lutym 2017 r. prezes PiS Jarosław Kaczyński mówił, że ewentualnie rozwiązania, które mogłyby doprowadzić do zachwiania systemu bankowego, byłyby „strasznym ciosem we wszystkich obywateli”. Poradził frankowiczom, aby ci szukali ratunku w sądach (co zresztą część robi). Miesiąc wcześniej Komitet Stabilności Finansowej, w którym zasiada przedstawiciel Ministerstwa Finansów (wówczas tym resortem kierował obecny premier, Mateusz Morawiecki) oraz Komisji Nadzoru Finansowego, Narodowego Banku Polskiego i Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, uznał, że "ustawowe przewalutowanie kredytów mieszkaniowych mogłoby prowadzić do bardzo istotnych strat w niektórych bankach, w skrajnym przypadku zagrażając stabilności krajowego systemu finansowego”.

- Nie możemy proponować takich rozwiązań, że jak się wszystko przeliczy, to wyjdzie na to, że frankowicze wyjdą na tym lepiej niż złotówkowcy. To byłaby jakaś paranoja - mówił z kolei w marcu br. przewodniczący sejmowej podkomisji "frankowej" Tadeusz Cymański w money.pl. - Jeśli kogoś bank oszukał, jest ścieżka sądowa - dodawał.

Festiwal pomysłów

W ciągu ostatnich lat także prezydent kilkukrotnie "łagodził" ton ws. franków. Najpierw w styczniu 2016 r. Kancelaria Prezydenta zaproponowała przewalutowanie „kredytów we frankach” po tzw. kursie sprawiedliwym (nie odpowiadając kursowi z dnia zaciągnięcia kredytu). Rakiem wycofała się jednak z tej idei, gdy KNF jej koszty dla banków podliczyła na 67 mld zł. Po kilku miesiącach prezydent pokazał tzw. "ustawę spreadową", zakładającą zwrot części rat zawyżonych wskutek stosowania przez banki własnych tabel kursowych. Ten projekt jednak - po ponad dwóch latach - nadal jest rozpatrywany przez sejmową podkomisję "frankową".

Jest tam też kolejny pomysł Kancelarii Prezydenta, z sierpnia 2017 r., zakładający obowiązkowe zrzutki banków na tzw. Fundusz Restrukturyzacyjny (co miałoby je dopingować do "odwalutowywania" kredytów). Zawarto w nim także pomysł, aby kredytobiorcy mogli mieć możliwość zaciągnięcia nieoprocentowanej pożyczki (nawet na 12 lat) z tzw. funduszu wsparcia kredytobiorców w sytuacji, gdy chcą sprzedać swoje mieszkanie/dom, ale kwota uzyskana ze sprzedaży nie wystarczyłaby na spłatę całego zobowiązania. To problem wielu frankowiczów - ich zadłużenie w przeliczeniu na złote bywa nadal znacznie wyższe od wartości mieszkania, a to uniemożliwia jego sprzedaż).

W tej samej podkomisji nadal jest także projekt złożony przez posłów Kukiz'15, zakładający przewalutowanie kredytów we frankach po kursie zaciągnięcia - tak, jakby przeliczania kwoty kredytu i kolejnych rat przez franki nigdy nie było.

Tyle, że chociaż podkomisja frankowa działa od stycznia 2017 r., efektów jej pracy nie ma. Zdarza się, że jej (rzadkie) posiedzenia kończą się awanturami między bankowcami a frankowiczami. W marcu br. przewodniczący podkomisji Tadeusz Cymański (który w styczniu zastąpił w tej roli Jacka Sasina) mówił, że "funkcja przewodniczącego podkomisji chyba przerasta jego możliwości" i że "nie chce trafić do wariatkowa". Ostatecznie pozostał przewodniczącym podkomisji.

***

Budimex: Pracowników z Ukrainy wystarczy, jeżeli wszyscy do nas przyjadą. W branży budowlanej brakuje 100 tys. osób

Więcej o: