Mogło być 18 nowych śmigłowców, jest pudrowanie starych. Dwa lata od "uwalenia" przetargu na caracale

Zerwanie negocjacji w sprawie zakupu kilkudziesięciu francuskich śmigłowców H225M Caracal było najbardziej kontrowersyjną decyzją rządu PiS w temacie modernizacji wojska. Gdyby dwa lata temu jej nie podjęto, to dzisiaj w Polsce byłoby już 18 nowych śmigłowców. Nie ma jednak żadnego, nowe i znacznie ograniczone przetargi śmigłowcowe ugrzęzły, a stare radzieckie są odmładzane i mają służyć jeszcze wiele lat.

Decyzję o zakończeniu negocjacji z koncernem Airbus Helicopters podano czwartego października 2016 roku. Oficjalnie podjęło ją Ministerstwo Rozwoju, ponieważ Francuzi mieli nie spełniać oczekiwań w zakresie offsetu, czyli transferu technologii do Polski i współpracy z polskim przemysłem zbrojeniowym.

Kontrakt miał opiewać na 13,5 miliarda złotych za 50 śmigłowców, symulatory, szkolenia, dostawy części zamiennych i offset. Gdyby pod koniec 2016 roku został podpisany, to zgodnie z jego zapisami dzisiaj w Polsce powinno być 18 maszyn H225M. Trwałoby szkolenie pilotów i techników. Byłaby to epokowa zmiana we flocie śmigłowców polskiego wojska.

Zakup w stanie zawieszenia

Po decyzji o zerwaniu negocjacji ówczesny szef MON - Antoni Macierewicz, szybko zapewnił, że wojsko nowe śmigłowce dostanie. Miało to się odbyć "szybciej, lepiej i taniej". Padły deklaracje o zamówieniu maszyn S-70i Black Hawk od amerykańskiego koncernu Lockheed Martin, który składa je w zakładach PZL Mielec.

Tymczasem do dzisiaj polskie wojsko nie otrzymało ani jednego nowego śmigłowca. Jedyne zamówione przez Polskę maszyny tej klasy to dwa S-70i dla policji. Oba mają zostać przekazane do służby pod koniec tego roku.

W wojsku trwają tymczasem formalnie dwa postępowania, których celem ma być zakup maksymalnie 16 maszyn dla lotnictwa morskiego i sił specjalnych. Od ich rozpoczęcia wiosną 2017 roku MON informuje na ich temat zdawkowo, podając co jakiś czas zaskakująco różne wizje. Choćby to, że początkowo jako priorytet traktowano zakup ośmiu maszyn dla jednostek specjalnych. Dzisiaj jest to już nieaktualne. Priorytetem jest postępowanie na zakup czterech i ewentualnie czterech dodatkowych maszyn dla Marynarki Wojennej.

Nie wiadomo, kiedy owe dwa postępowania mogą zostać doprowadzone do końca. W czerwcu wiceminister MON Wojciech Skurkiewicz zapewniał w Sejmie, że potencjalni dostawcy mają zostać zaproszeni do składania ofert w "najbliższych tygodniach". Do dzisiaj nie ma jednak o tym informacji. Takie zaproszenie zresztą już raz wystosowano w 2017 roku. Później MON zmienił jednak swoje oczekiwania i sprawa wróciła do punktu wyjścia.

Jest więc właściwie niemożliwe, aby ewentualny kontrakt podpisano jeszcze w tym roku. Gdyby udało się w przyszłym, to dostaw można by się spodziewać może w 2021 roku, ponieważ dwa lata to przeciętny okres oczekiwania w przypadku takich zamówień. Potem jeszcze dodatkowe kilka lat na szkolenie załóg i obsługi. Nowych śmigłowców, gotowych do akcji można by się więc spodziewać może około 2025 roku.

Pieniądze i polityka decydują, wojsko w tle

Jest wyraźnie widoczne, że dla MON pod rządami PiS zakupy nowych śmigłowców dla polskiego wojska nie jest priorytetem. Stwierdził to dobitnie były wiceminister Bartosz Kownacki, mówiąc w 2017 roku, iż mają "dziesięciorzędne" znaczenie. Plany ich zakupów są więc odsuwane w czasie i ograniczane.

Podstawowym powodem takich działań mogą być pieniądze. H225M Caracal miały być kupowane w ramach Programu Modernizacji Wojska na lata 2013-2022. W trakcie jego trwania okazało się, że wstępne szacunki kosztów są znacznie zaniżone i nie ma dość pieniędzy na wszystkie planowane zakupy. Jednocześnie rząd PiS postanowił stworzyć Wojska Obrony Terytorialnej, oznaczające nieplanowane wcześniej wydatki. Według początkowych planów do 2022 roku miało to być prawie sześć miliardów złotych, ale realnie będzie to więcej. W 2017 roku zamiast 600 milionów złotych wydano miliard. W 2022 roku może się więc okazać, że WOT pochłonie prawie całą kwotę planowaną do wydania na program zakupu śmigłowców wielozadaniowych.

Znaczenie ma też polityka. Przedstawiciele PiS, z prezesem Jarosławem Kaczyńskim na czele, wielokrotnie krytykowali podczas kampanii wyborczej w 2015 roku wybór H225M Caracal, jako nowego śmigłowca dla polskiego wojska. Podkreślali, że tak duże zamówienia należy lokować w "polskich" fabrykach, wskazując na zakłady PZL Świdnik (należące do włoskiej firmy Leonardo) oraz PZL Mielec (amerykańska firma Lockheed Martin). Oba leżą na terenach tradycyjnie popierających w wyborach PiS.

Dodatkowo w 2017 roku wybuchła afera za sprawą Wacława Berczyńskiego, bliskiego współpracownika Macierewicza i przewodniczącego założonej przez niego komisji ds. ponownego zbadania katastrofy w Smoleńsku. Do 2007 roku był on pracownikiem koncernu Boeing. Berczyński powiedział w wywiadzie dla "Gazety Prawnej", że to on "uwalił caracale". Deklarował, że wykorzystał przy tym swoje kontakty w partii rządzącej. MON zdecydowanie zaprzeczył jego słowom i zadeklarował, że nie miał on wpływu na decyzję o rezygnacji z H225M Caracal. Po wybuchu afery Berczyński zrezygnował z przewodnictwa komisji smoleńskiej, pracy w radzie nadzorczej zakładów WZl-1 w Bydgoszczy i wyjechał do USA.

W starciu z pieniędzmi i polityką potrzeby samego wojska mają drugorzędne znaczenie. Fakt jest taki, że polscy lotnicy muszą latać na bardzo wiekowym radzieckim sprzęcie, który zgodnie z nowymi decyzjami MON ma być remontowany, ewentualnie lekko modernizowany i używany dalej, choć od lat planowano jego wycofanie. Taki proces przechodzą między innymi morskie śmigłowce Mi-14, obecnie odmładzane w zakładach WZL-1 w Łodzi. Z MON dochodzą też sygnały o pomysłach na wymianę silników w poradzieckich maszynach na nowe z Ukrainy czy dozbrajaniu uderzeniowych Mi-24, od lat latających bez swojego głównego uzbrojenia - rakiet przeciwpancernych. Wydłużany ma być nawet żywot bardzo prostych i starych lekkich Mi-2, wywodzących się z lat 50.

---

Więcej o: