Pracownicy Poczty Polskiej nie opływają w luksusy, gdyż ich pensje nie są zbyt wysokie. To jeden z powodów, dla których listonoszy jest coraz mniej, a awiza znajdujemy w skrzynkach częściej niż powinniśmy. Pocztowa "Solidarność" wywalczyła teraz kolejną w tym roku podwyżkę dla pracowników, jednak więcej pieniędzy dostaną tylko ci, którzy zarabiali najmniej.
Od 1 listopada Poczta Polska podwyższy minimalne wynagrodzenie swoich pracowników do 2500 złotych brutto (za cały etat). Oznacza to, że każdy pracownik Poczty, który dotychczas zarabiał, w przeliczeniu na cały etat mniej, dostanie podwyżkę. Zgodnie z porozumieniem zawartym przez Solidarność i Pocztę, podwyżka "obejmuje wyłącznie pracowników objętych Zakładowym Układem Zbiorowym Pracy dla Pracowników Poczty Polskiej S.A." Mniej niż 2500 zł brutto zarabia obecnie 6,8 tys. z 77 tys. pracowników Poczty.
Podwyżka to nie wszystko. Poczta może (ale nie musi) dać swoim pracownikom w tym roku jeszcze dodatkową, jednorazową wypłatę. Zgodnie z porozumieniem jest ona jednak uwarunkowana możliwościami ekonomiczno-finansowymi Poczty. Ocenę tej sytuacji związkowcy pozostawili, zgodnie z porozumieniem "ocenie pracodawcy". Dodatkowa wypłata możliwa byłaby najwcześniej po 20 listopada.
To już kolejne podwyżki wywalczone przez pracowników Poczty. W lipcu pensje pocztowców wzrosły średnio o 226 złotych.
"Gazeta Wyborcza" spekulowała, że pieniądze na podwyżki będą pochodziły kontraktów na obsługę pocztową sądów i prokuratur. Wskazywała też, że podwyżki spowalniają tempo niezbędnych inwestycji, których musi dokonywać Poczta, jeżeli chce utrzymać tempo w wyścigu z konkurencją.