Górnicy są grupą zawodową, z której strajkami rząd nie musiał się dotychczas zmagać. Manifestowali nauczyciele, lekarze, pielęgniarki. Było stabilnie, choć zamykano nierentowne kopalnie, jednak węgiel pojawiał się dość często w publicznych dyskusjach dot. energetyki. Przykład? Choćby informacja o rekordowym imporcie węgla do Polski z Rosji.
Teraz jednak punktem zapalnym okazała się sytuacja w Jastrzębskiej Spółce Węglowej, z której niedawno odwołano dwóch wiceprezesów. Bronili ich sami związkowcy, którzy w kilkudziesięcioosobowej grupie wtargnęli na posiedzenie zarządu 10 stycznia.
Jednym z postulatów górników jest przejście nadzoru właścicielskiego nad JSW z Ministerstwa Energetyki pod premiera. Górnicy chcą ponadto przywrócenia odwołanych ostatnio członków zarządu. W tym celu postulują odwołanie nowych członków rady nadzorczej z nominacji ministra Krzysztofa Tchórzewskiego. Organizatorem poniedziałkowych protestów jest „Solidarność”.
Związkowcy podejrzewają, że zmiany w zarządzie spółki mogą doprowadzić do odwołania poważanego przez nich prezesa Daniela Ozona. Prezes ma być niechętny angażowaniu środków JSW w inwestycje niezwiązane z działalnością spółki. Może chodzić o dofinansowanie budowy nowego bloku elektrowni węglowej w Ostrołęce, co związkowcy otwarcie nazywają „wyprowadzaniem pieniędzy”. Temu jednak ministerstwo stanowczo zaprzecza.
Przedsięwzięcie w Ostrołęce ma kosztować ok. 6 mld zł, ale nadal brakuje środków na jego budowę. JSW odłożyła w tzw. funduszu stabilizacyjnym ok. 1,5 mld zł. Związkowcy mają obawy, że środki JSW miałyby zasilić projekt. Inwestycję przeprowadzają też państwowe spółki Energa i Enea. JSW jest spółką notowaną na GPW. Głównym udziałowcem jest Skarb Państwa posiadający 55,17 proc. akcji.