Przypomnijmy - ustawa ograniczająca pensje w NBP i wprowadzającą jawność zarobków w banku centralnym po wprowadzeniu w niej przez Senat drobnej (wręcz pisarskiej) poprawki z powrotem jest w Sejmie. Niższa izba zapewne niebawem ją przegłosuje, i dokument trafi na biurko prezydenta Andrzeja Dudy.
Podczas środowej konferencji po posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej prezes NBP Adam Glapiński poinformował, że niebawem będzie rozmawiał o ustawie z prezydentem.
Prezydent na pewno chciałby się dowiedzieć czegoś więcej, jak ta ustawa wpłynie na działalność NBP. Ale nie ingeruję w proces legislacyjny
- mówił Glapiński. Podczas konferencji wiele razy dawał do zrozumienia, że ustawę osobiście ocenia negatywnie, ale dostosuje się do niego. - Ta ustawa w niczym nie pomoże, tylko zaszkodzi. Ale prawo jest prawem i wszyscy powinni go przestrzegać - mówił Glapiński. Dodawał, że "nie będzie jątrzył przeciwko polskiemu rządowi w Europejskim Banku Centralnym". Przypomnijmy, że EBC wskazywał, iż obniżenie zarobków w NBP byłoby niezgodne z zasadą niezależności finansowej.
Regulacje europejskie mówią, że zmiany w wynagrodzeniach banku centralnego powinny być dokonane za jego zgodą i w ścisłej współpracy z nim. Ustawodawca reprezentuje wolę ludu, a w tym wypadku raczej wolę mediów. Ale jak państwo uzyskali co chcieliście, to ja też się cieszę
- mówił do dziennikarzy prezes NBP.
Zagrożenia w postaci masowych odejść pracowników z NBP po wejściu w życie ustawy Glapiński nie przewiduje.
Nie sądzę, żeby ktoś z NBP chciał odchodzić. To jedno z lepszych i fajnych miejsc pracy w Polsce. To nie ze względu na zarobki, choć te są dobre, ale ze względu na komfort pracy. To solidne miejsce pracy, można tu awansować, rozwijać się, podnosić swoje kwalifikacje i tak dalej
- komentował prezes NBP. Ostrzegał jednak, że o ile jest w stanie zrozumieć jawność wynagrodzenia (i jego składników) zarządu NBP, o tyle publiczne oświadczenia majątkowe dyrektorów będą ewenementem.
W żadnym z europejskich banków centralnych nie ma jawnego systemu wynagrodzeń dyrektorów. Będziemy rarogiem. Pracownicy czują, że są traktowani gorzej, że są karani
- mówił Glapiński.
Prezes NBP dogryzł także po raz kolejny wicepremierowi i ministrowi nauki i szkolnictwa wyższego Jarosławowi Gowinowi, który po wybuchu "afery" z wynagrodzeniami dyrektorek w NBP mówił m.in., że "prezes NBP powinien wyjaśnić Polakom, jakie szczególne kompetencje przemawiają za tak szokująco wysokim poziomem zarobków".
Złośliwie w gronie pracowników banku, dyrektorów i zarządu rzuciłem taką myśl, żebyśmy zachęcili 3300 pracowników NBP, żeby w trybie dostępu do informacji publicznej instytucje podległe premierowi Gowinowi prośbami o poinformowanie ile zarabiają pracownicy uczelni publicznych, dyrektorzy w ministerstwie, w różnego rodzaju instytucjach naukowo-dydaktycznych. Taką akcję wobec nas zorganizowano. Ale oczywiście tego nie zrobimy, bo w przeciwieństwie do innych jestem odpowiedzialny
- mówił w środę Glapiński. Miesiąc temu prezes NBP zalecił Gowinowi z kolei, aby ten "wziął dwa razy głęboki oddech i nie wypowiadał się na temat NBP.