Niemiecka prasa o brexicie: Europa zgrillowała Brytyjczyków

Theresa May przedstawiła plan działania na najbliższe tygodnie, co oznacza, że w marcu czeka nas brytyjski dreszczowiec. 12 marca posłowie mają oddać decydujący głos w sprawie umowy z UE. Jeśli impas będzie trwał wówczas zostanie poddany pod głosowanie wniosek o przesunięcie daty brexitu.

Niemiecka prasa komentuje możliwość przesunięcia terminu brexitu.

"Reutlinger Anzeiger" stwierdza z satysfakcją, że "wypaliła podwójna strategia Unii Europejskiej, by odmawiać renegocjacji w sprawie wewnątrz irlandzkiej granicy, a jednocześnie sygnalizować gotowość do rozmów ws. przesunięcia brexitu. Europa zgrillowała Brytyjczyków. Jeżeli teraz odwołany zostanie brexit w stylu kamikadze to jest to zasługa Europy, a nie Wielkiej Brytanii. Notabene, przykład brexitu pokazuje raz jeszcze ryzyko wiążące się z referendami. Czy zwolennicy brexitu są świadomi, jakie następstwa wyjście z UE będzie miało dla zatrudnienia, zaopatrzenia w lekarstwa i komunikacji lotniczej? Raczej nie. Coraz większe jest prawdopodobieństwo, że nowe referendum przyniosłoby inny wynik".

"Frankfurter Rundschau" podkreśla, że "coraz wyraźniej widać, że kwestia wewnątrzirlandzkiej granicy nie jest jedynym powodem, dla którego w martwym punkcie utknął dialog Londynu i Brukseli. Problem leży bowiem głębiej. Brytyjczycy, a dokładniej powiedziawszy Anglicy, podjęli decyzję o brexicie, ale boją się jego konsekwencji. Kraj ten w minionych 100 latach doznał takiej utraty znaczenia, że do dziś nie może się pozbierać. Na horyzoncie nie widać też szans na poprawę jego wizerunku. Brytyjczycy na oczach całego świata dokonują aktu autodestrukcji. Pozostałe 27 krajów UE jest tylko statystami. Przystałyby one z pewnością na przedłużenie terminu wyjścia Wielkiej Brytanii z UE, bo dlaczego niby nie. Kontynentalna Europa z powodów geopolitycznych absolutnie nie jest zainteresowana upadkiem Wielkiej Brytanii".

"Muenchner Merkur" pisze: "Im rozpaczliwiej premier May i zwolennicy brexitu szamoczą się w sieci niemożliwych do spełnienia obietnic, tym trudniej reszcie Europejczyków ukryć złośliwą radość na widok tego spektaklu. Ale także i im może przestać być do śmiechu, kiedy spektakl ten będzie trwał jeszcze dłużej. Bowiem, podczas kiedy Europa się sama demontuje, inni stwarzają fakty. Trump jest u progu zwycięstwa w konflikcie handlowym z Chinami, a potem zajmie się Niemcami. Kanclerz Merkel, wobec amerykańskich pogróżek wprowadzenia ceł i niemieckiego zerowego wzrostu, miałaby właściwie dość powodów, by pomóc w rozwiązaniu problemu brexitu, bo potem zacznie się robić naprawdę nieprzyjemnie".

Pisząc o możliwym przesunięciu terminu brexitu "Frankfurter Allgemeine Zeitung" pyta: "Co będzie można wyjaśnić przez dwa miesiące, czego nie można było wyjaśnić przez dwa lata, aby zadowoliło to Izbę Gmin? Bez wątpienia wszystko, co zapobieże twardemu brexitowi jest lepsze od szykującego się wielkiego chaosu. Westminster był swego czasu symbolem podziwianego przez wszystkich politycznego systemu. Ale teraz Londyn nie ma być już z czego dumny".

"Handelsblatt" z Duesseldorfu uważa: "Na zasadzie paradoksu zwroty dokonane przez May i Corbyna mogłyby doprowadzić do tego, że Izba Gmin jeszcze przed 29 marca poprze jednak porozumienie z UE. Hardlinerzy we frakcji Theresy May, odrzucający porozumienie jako kapitulację przed Brukselą, muszą teraz się zastanowić, co wolą: porozumienia ws. brexitu, które jest niedoskonałe, ale gwarantuje chociaż rychłe wyjście z UE, albo perspektywę dalszych, ciągnących się miesiącami pertraktacji i niebezpieczeństwo, że brexit będzie miał łagodniejszą formę albo zostanie całkiem odwołany. Wielu z nich, postawionych przed takim wyborem, będzie wolało zgrzytając zębami poprzeć gotowe już porozumienie. Wtedy byłby to sukces strategii premier May bierz co jest, nic innego nie będzie".

Artykuł pochodzi z serwisu

''Deutsche Welle''

embed
Więcej o: