Facebook, Messenger i Instagram zaliczyły jedną z największych awarii w historii. Oba serwisy były niedostępne niemal na całym świecie - w USA, Europie i Australii. Problemy występowały przez kilka godzin. Najdłuższa przerwa w działaniu serwisu wynosiła do tej pory 2,5 godziny i miała miejsce w 2010 roku.
Facebook fot. DM
Mieszkańcy ostatniego z kontynentów na problemy serwisu społecznościowego zareagowali paniką. Jak donosi "Daily Mail" alarmowy numer 000 - odpowiednik naszego 112 - został zablokowany przez internautów domagających się interwencji.
Niestety nic nie możemy zrobić, bo oni mają siedzibę w Ameryce, a my nie jesteśmy policją. Proszę do nas nie dzwonić
- informowali wielokrotnie operatorzy numeru alarmowego.
Skala problemów Facebooka sprawiła, że początkowo podejrzewano atak DDoS. Jest to wymuszanie masowego ruchu kierowanego na daną stronę, by zmusić przeciążone serwery do poddania się i zawieszenia serwisu. Po dwóch godzinach Facebook wykluczył ten scenariusz.
Jedna trzecia osób zgłaszających problemy z serwisem twierdziła, że nie ma całowicie zablokowany dostęp do serwisu społecznościowego. Reszta nie mogła załadować poszczególnych elementów takich jak tablica z wpisami. Użytkownicy Messengera byli powiadamiani o braku możliwości dostarczenia wiadomości, zwolennicy Instagrama nie mogli oglądać zdjęć.
Facebook nie wydał w sprawie przyczyn awarii żadnego komentarza. Użytkownicy, którzy nie mogli logować się na konta byli jednak informowani, że tego typu sytuacja zdarza się, gdy serwery serwisu społecznościowego przechodzą wymagane prace serwisowe. Możliwe, że tym razem coś wymknęło się spod kontroli lub przedłużyło ponad miarę.
Nie wszyscy na awarię Facebook zareagowali z powagą. Twitter zalała fala kpiących komentarzy.