Theresa May na szczyt Rady Europejskiej, który zaczyna się w najbliższy czwartek, nie przywiezie żadnych konkretów. Nie uda się do tego czasu namówić brytyjskich posłów do zatwierdzenia umowy określającej warunki wyjścia Wielkiej Brytanii z UE. Teraz potrzebuje pomocy Brukseli, by mogła próbować powtórzyć głosowanie nad brexitowym porozumieniem w przyszłym tygodniu.
Oficjalnie wielu szczegółów nie znamy. "Premier będzie pisać do Donalda Tuska, przewodniczącego Rady Europejskiej, zanim rozpocznie się szczyt Rady, w sprawie przedłużenia [brexitu-red]" - powiedział dziennikarzom rzecznik Theresy May. Odmówił ujawnienia, w jakim celu premier chce to zrobić i co dokładnie znajdzie się w liście.
Według dziennikarki BBC, May ma poprosić o przedłużenie art. 50, czyli opóźnienie brexitu do 30 czerwca, z opcją na dwa lata.
Tak miała ogłosić we wtorek na spotkaniu ze swoim rządem. Podobno pomysł opcjonalnego opóźnienia wyjścia z UE niektórym członkom gabinetu May bardzo się nie spodobał. May przedstawia to jednak jako swego rodzaju ostatnią szansę. Jak podaje brukselski korespondent "Financial Times'a", brytyjska premier ma powiedzieć unijnym liderom na szczycie, że decyzja o zgodzie na przedłużenie brexitu będzie najważniejszą od czasu ratowania Grecji podczas ostatniego kryzysu.
Jak do tego doszło? Pierwotnie plan brytyjskiej premier na ten tydzień był taki: w poniedziałek kontynuacja przekonywania posłów z własnej partii i popierającej często rząd północnoirlandzkiej DUP, we wtorek, najpóźniej w środę trzecie głosowanie nad umową brexitową, w czwartek na unijnym szczycie wniosek o przedłużenie brexitu.
May chciała opóźnić proces wychodzenia z Unii o najwyżej trzy miesiące. Dzięki temu między innymi Wielka Brytania nie musiałaby brać udziału w majowych wyborach do Parlamentu Europejskiego. Dłuższe opóźnienie jest po pierwsze kłopotliwe politycznie - co stałoby się z europarlamentem po brexicie, kiedy opuściliby go posłowie brytyjscy, a wcześniej, jak należałoby traktować ich udział w podejmowaniu decyzji dotyczących całej Wspólnoty? Zorganizowanie wyborów jest też kosztowne - dla Wielkiej Brytanii to wydatek ponad 100 mln funtów. Poza tym, niektórzy politycy i komentatorzy mają obawy, że w ten sposób Wielka Brytania będzie opóźniać rozwód w nieskończoność.
Szyki popsuł ten człowiek:
Brexit. Spiker Izby Gmin John Bercow Fot. Alastair Grant / AP Photo
To John Bercow, spiker Izby Gmin, odpowiednik naszego Marszałka Sejmu, tyle że ze znacznie większymi uprawnieniami. To od niego w dużej mierze zależy, co będzie głosowane przez posłów. I to on w poniedziałek po południu zaskakująco uznał, że nie można poddać głosowaniu projektu w niezmienionej postaci, który już raz został na danej sesji parlamentu odrzucony. Powołał się przy tym na 400-letni precedens.
Jednak pojawiły się głosy, że i bez jego "pomocy" przepchnięcie umowy przez Izbę Gmin by się nie udało. May po prostu jak dotąd nie zebrała potrzebnej większości i wniosek po raz trzeci prawdopodobnie by przepadł.
Jeśli premier dostanie od unijnych liderów zgodę na przedłużenie brexitu, będzie szansa na trzecie głosowanie nad umową w sprawie wyjścia z UE w przyszłym tygodniu. Tak zasugerował minister ds. brexitu Stephen Barclay. Jest już naprawdę za pięć dwunasta. Do wciąż obowiązującej, zapisanej w brytyjskim prawie oficjalnej daty rozpoczęcia brexitu - 29 marca - zostało 10 dni. Po niemal trzech latach od referendum Brytyjczycy są w zasadzie w punkcie wyjścia. I brexit bez umowy, czyli tak zwany twardy brexit, wciąż może się wydarzyć.