Mali przedsiębiorcy, którzy wystawiają jedną fakturę jednemu usługodawcy, mogą wreszcie odetchnąć z ulgą. Wygląda na to, że wielkiego testu, który jeszcze kilka tygodni temu zapowiadał rząd PiS, jednak nie będzie.
Ministerstwo Finansów opublikowało bowiem interpretację przepisów, która jest korzystna dla samozatrudnionych. Jak czytamy w "Rzeczpospolitej" fiskusowi nie przeszkadza, że analitycy, specjaliści i doradcy działają w strukturze większych spółek.
Jeszcze niedawno resort finansów stał na zupełnie innym stanowisku. Twierdził, że taka zależność jest powodem, by działalność gospodarczą uznać za fikcję. Urzędnicy mówili wprost: wielu samozatrudnionych powinno pracować na etacie. I płacić znacznie wyższe podatki oraz składki na ZUS.
Czytaj też: Emilewicz chciała, by fiskus nie karał "młodych firm" za drobne błędy. Rząd: Mylą się, to niech płacą
Szybko okazało się jednak, że administracyjne narzucenie pojęcia przedsiębiorcy się nie uda. Za osobami prowadzącymi działalność w pojedynkę wielokrotnie wstawiała się też Jadwiga Emiliewicz, szefowa resortu przedsiębiorczości. Pomimo jej zapewnień, a nawet pomimo obietnic premiera Mateusza Morawieckiego, wątpliwości jednak pozostały. Eksperci obawiali się, że samozatrudnionych skutecznie przetestuje fiskus. Urzędy skarbowe udowodniły już bowiem, że potrafią zmieniać optykę.
Tak było w przypadku sprzedaży dań "na wynos". Przez lata przedsiębiorcy rozliczali je płacąc VAT w wysokości 5 proc. Aż nagle, w 2016 roku, ówczesny minister finansów Mateusz Morawiecki zmienił zdanie - nakazał stawkę 8 proc. Wiele urzędów skarbowych zażądało, by sprzedawcy burgerów i innych dań tego typu dopłacili różnicę za pięć lat wstecz. Wszystko wskazuje na to, że samozatrudnionych ten los jednak nie spotka. O ile fiskus nie zmieni kiedyś zdania.