Początkowo lider Brexit Party chciał wystawić kandydatów niemal we wszystkich okręgach. Krytykował umowę brexitową wynegocjowaną przez premiera Borisa Johnsona, nazywając ją między innymi "brexitem na niby". Teraz - jak powiedział - chce dać premierowi "połówkę szansy". "Brexit Party nie wystawi kandydatów w 317 okręgach, w których ostatnio wygrali Konserwatyści. Skoncentrujemy 100 procent sił na rejonach, gdzie triumfowała Partia Pracy, która złamała obietnicę, by szanować rezultat referendum. Będziemy też walczyć z resztą antybrexitowych partii" - zadeklarował Nigel Farage.
"Cieszymy się, że Nigel Farage zrozumiał, iż kolejny zablokowany, pozbawiony większości parlament zagrażałby dokończeniu brexitu" - napisał na Twitterze polityk. Wiceszef Liberalnych Demokratów Ed Davey stwierdził, że decyzja ta pokazuje, iż "Brexit Party i Torysi są teraz jednym i tym samym". Natomiast przewodniczący Partii Pracy Ian Lavery mówi o "sojuszu Konserwatystów i Nigela Farage'a", który stanowi hołd dla thatcherystowskiej polityki lat osiemdziesiątych i doprowadzi do "brutalnego ataku na społeczności klasy pracującej".
W części okręgów znika teraz ryzyko, że Konserwatyści stracą głosy na rzecz opozycji prawicowej. Tego Boris Johnson bardzo się obawiał. To nie oznacza jednak, że premier nie ma teraz powodów do obaw. By uzyskać stabilną większość, Konserwatyści będą musieli wygrać w części okręgów, w których ostatnio zwyciężała lewica. Tam Brexit Party wciąż będzie obecna. Natomiast głosy wyborców eurosceptycznych mogą ulec rozproszeniu: trochę weźmie ugrupowanie Nigela Farage'a, trochę wezmą Konserwatyści, a Partia Pracy może na tym skorzystać.
Premier Boris Johnson zadeklarował, że nie zgodzi się na przedłużenie ewentualnego okresu przejściowego po brexicie, który - gdyby umowa brexitowa została przyjęta - zakończyłby się w grudniu przyszłego roku. Dziennik "Times" donosi jednak, że lider Brexit Party był pod presją wpływowego, probrexitowego biznesmena Arrona Banksa, który głosił, że zorganizuje kampanię przeciwko stronnictwu, jeśli jego szef nie wycofa części kandydatów.
W zeszłym tygodniu pakt antybrexitowy ogłosili Liberalni Demokraci, walijska Plaid Cymru i Zieloni. Nie będą ze sobą konkurowały w 60 okręgach, zamiast tego wspierając wspólnego kandydata, który mówi "nie" brexitowi. Największe ugrupowanie opozycyjne - Partia Pracy - zapowiada zorganizowanie drugiego referendum, ale najpierw chce spróbować wynegocjować swoją wersję umowy brexitowej i przedstawić ją obywatelom.