PiS wycofuje projekt ustawy o likwidacji 30-krotności składek na ZUS. Tymczasem Lewica składa swój projekt

Kolejny zadziwiający zwrot akcji ws. likwidacji 30-krotności składek ZUS. W Sejmie miało się dziś odbyć pierwsze czytanie poselskiego projektu ustawy dotyczącego likwidacji 30-krotności składek ZUS. Jednak projekt ustawy w ostatniej chwili został wycofany. Tymczasem własny, ostrzejszy projekt nowego prawa w tej sprawie złożyli posłowie Lewicy.
Zobacz wideo

Likwidacja limitu 30-krotności składek na ZUS już od dawna przypomina tasiemcowy serial, a właśnie doczekaliśmy się jego kolejnego odcinka. Poseł Marcin Horała z PiS, przedstawiciel posłów-wnioskodawców projektu ustawy o likwidacji 30-krotności, poinformował właśnie marszałek Sejmu Elżbietę Witek o wycofaniu projektu. Jeszcze dziś wieczorem w Sejmie miało odbyć się pierwsze czytanie dokumentu.

.. .

Decyzja PiS o całkowitym wycofaniu projektu ustawy jest bardzo zaskakująca, chyba nawet bardziej niż złożenie tego projektu w środę w zeszłym tygodniu było sensacją. Wcześniej bowiem wszystko wskazywało, że likwidacji 30-krotności nie będzie.

Choć w projekcie budżetu na 2020 r. założono wyższe wpływy ze składek ZUS dzięki tej zmianie prawnej (ok. 5 mld zł netto), to nieprzychylni jej byli politycy współrządzącego z PiS Porozumienia, z wicepremierem Jarosławem Gowinem na czele, a także prezydent Andrzej Duda. Nie wspominając już o dziesiątkach organizacji pracodawców, a nawet "Solidarności".

Lewica składa swój projekt

Od razu pojawiają się teorie, dlaczego w sprawie likwidacji 30-krotności składek na ZUS nastąpił kolejny całkowity zwrot akcji. Jarosław Gowin od dawna powtarzał, że jego ludzie z Porozumienia zagłosują przeciwko projektowi. Bez ich głosów PiS nie miałby poparcia w Sejmu. Tyle, że... likwidacja 30-krotności poniekąd przypadła do gustu części posłów Lewicy.

Pytanie, czy przypadkiem jest, że PiS wycofał swój projekt tego samego dnia, w którym... swój poselski projekt w tej sprawie złożyła grupa posłów Lewicy. Projekt jest podobny, bo zakłada likwidację 30-krotności, ale ma zasadniczą różnicę w porównaniu do planów PiS. Choć w obu pomysłach wyższe składki osób najlepiej zarabiających przekładałyby się na ich większe emerytury w przyszłości, to Lewica jednocześnie proponuje wprowadzenie emerytury maksymalnej. Dyrektor ds. legislacji klubu Lewicy Dariusz Standerski mówi, że w pierwszym roku wynosiłaby ona 15,6 tys. zł. Projekt Lewicy w zakresie likwidacji 30-krotności i wprowadzenia emerytury maksymalnej zakłada wejście nowych zasad w życie od początku 2021 r.

Tym samym pośrednio spełniłby się postulat m.in. Partii Razem dotyczący wyższego opodatkowania najbogatszych. Zwiększenie oskładkowania osób najlepiej zarabiających przy jednoczesnym ograniczeniu wysokości ich świadczeń w przyszłości oznaczałoby, że de facto część ich składek emerytalnych byłaby dodatkowym podatkiem.

Czyżby PiS chciał przegłosować ustawę SLD w ramach wielkiego jednoczenia się gospodarczej lewicy w Sejmie?

- pyta na Twitterze Konrad Berkowicz z Konfederacji.

Poseł PiS Marcin Horała zaprzecza, jakoby wycofanie projektu jego partii o likwidacji 30-krotności miało związek ze złożeniem przez Lewicę podobnego projektu. - Raczej chodziło o to, że nie ma zgody [w Zjednoczonej Prawicy - red.] na ten projekt i nic nie wskazuje na to, żeby taka większość się pojawiła. Nie udało się wszystkich do tego rozwiązania przekonać - powiedział poseł cytowany przez TVN24.pl. Dodawał, że nie wie, jaka będzie decyzja władz klubu PiS co do poparcia projektu Lewicy.

PiS-owi już niepotrzebne 7 mld zł?

A co, jeśli PiS nie wycofał swojej ustawy o likwidacji 30-krotności, aby poprzeć projekt Lewicy, ale zrobił to z innych pobudek? Wówczas oznaczałoby to, że rząd znalazł już brakujące pieniądze, aby spiąć budżet, ewentualnie ostatecznie zdecydował, że nie będzie w tej sprawie rozjuszał koalicjantów z Porozumienia.

W ostatnich dniach i tygodniach rząd gorączkowo szukał dodatkowych wpływów do kasy państwa w 2020 r., aby spełnić tzw. regułę wydatkową z ustawy o finansach publicznych. Jest ona mocno restrykcyjna i w największym skrócie chodzi w niej o to, że jeżeli rząd chce mocno zwiększyć wydatki, to musi znaleźć dla części z nich pokrycie we wpływach.

Likwidacja 30-krotności miałaby przynieść do budżetu w 2020 r. ok. 7 mld zł (5 mld zł netto po uwzględnieniu niższych wpływów podatkowych).

Czytaj więcej: Wyższe składki ZUS, podwyżka akcyzy, pożyczka na "trzynastki". PiS-owi nie spina się budżet. Mogą być problemy

O co chodzi z 30-krotnością składek na ZUS?

Zasada 30-krotności obowiązuje od lat 90. Polega na tym, że jeżeli pracownik zarabia w ciągu roku więcej niż 30-krotność prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce, to w tym roku dalsze składki na ZUS nie są już odprowadzane (choć pracownik oczywiście nadal jest objęty ubezpieczeniem).

Prognozowane wynagrodzenie na 2019 r. wynosiło 4765 zł, więc obecnie limit 30-krotności opiewa na blisko 143 tys. zł. W 2020 r. prognozowane wynagrodzenie ma wynieść 5227 zł, więc limit wyniósłby prawie 157 tys. zł.

Zniesienie limitu 30-krotności oznaczałoby, że najlepiej zarabiający pracownicy i ich pracodawcy płaciliby wyższe składki. Pracownicy przez to dostawaliby niższe wynagrodzenia "na rękę". Koszty po stronie pracownika i jego pracodawcy szłyby w tysiące czy wręcz dziesiątki tysięcy złotych w skali roku.

Z drugiej strony, taki pracownik po przejściu na emeryturę mógłby otrzymywać duże wyższe świadczenie. Mógłby, ale nie musiałby. W wycofanym właśnie przez grupę posłów PiS projekcie ustalono, że wyższe składki będą przekładały się na wyższe emerytury. W projekcie Lewicy ustalono maksymalny poziom emerytury, co oznaczałoby, że część składek de facto nie przekładałaby się na prawo do wyższego świadczenia.

Więcej o: