Budżet państwa stracił w tym roku 151 mln zł z tytułu przeterminowanych mandatów za wykroczenia drogowe. Jak wyjaśnia "Dziennik Gazeta Prawna", to efekt opóźnień, z którymi zmaga się Pierwszy Urząd Skarbowy w Opolu. Rozpatruje on wszystkie tego typu postępowania w Polsce.
W 2016 zapadła decyzja o centralizacji poboru grzywien nałożonych poprzez mandaty, jednak okazała się ona błędna. Urzędnicy nie dysponują bowiem systemem automatycznym, wszelkie upomnienia wysłane ukaranym wprowadzają do Scentralizowanego System Poboru ręcznie.
System nie zawiera modułów odpowiedzialnych za wysyłanie wiadomości SMS, e-maili, automatycznych wiadomości głosowych. Nie monitoruje też automatycznie przedawnień.
"Narzędzia informatyczne dedykowane obsłudze mandatów miały umożliwiać automatyzację podejmowanych czynności windykacyjnych. Tymczasem system SSP nie umożliwiał i nadal nie umożliwia wierzycielowi automatyzacji podejmowanych czynności w ramach tzw. miękkiej egzekucji, a funkcjonalność w zakresie podejmowania działań dyscyplinujących (wystawiania upomnień i tytułów wykonawczych) została uruchomiona z wielomiesięczną zwłoką" - czytamy w raporcie NIK cytowanym przez "DGP".
Czytaj też: Mandat zależny od pensji, utrata auta za jazdę pod wpływem. Premier Mateusz Morawiecki chce zmian
W raporcie NIK, o którym już informowaliśmy, przeczytać można więcej alarmujących wniosków. Izba podkreśla chociażby, że w pierwszym roku obowiązywania nowego systemu polscy kierowcy nie opłacili 2,8 mln spośród 5,4 mln wystawionych mandatów, a kwota zaległości sięgnęła 378 mln zł. Po trzech latach zaległości te wzrosły już do 757 mln zł. Co ciekawe, na koniec 2018 roku nadal nieopłaconych było aż 1,9 mln mandatów wystawionych w 2016 roku.