Boris Johnson prowadził swoją kampanię wyborczą pod hasłem "Get brexit done", czyli "dokończmy brexit". To było idealne uderzenie w przeważające w Wielkiej Brytanii uczucie związane z wyjściem z UE - czyli zmęczenie tematem.
Brytyjczycy mają dosyć ciągnącej się od ponad trzech lat politycznej debaty, chcą mieć brexit za sobą. To właśnie obiecał im Boris Johnson. Mimo że mieszkańcy kraju nie mają o nim najlepszego zdania, widzą, że jest politykiem decyzyjnym i to on może zakończyć to, co dla wielu jest już męczącym koszmarem.
W przedterminowych wyborach do Izby Gmin Partia Konserwatywna wygrała znaczną przewagą, zdobywając tyle mandatów, że wystarczą jej do samodzielnego rządzenia (według najnowszych danych spływających z okręgów wyborczych, tuż przed 9:00 były to 363 mandaty na 650 miejsc w Izbie Gmin).
Dla brexitu to oznacza jedno: możliwość przegłosowania porozumienia o wyjściu z UE, które Boris Johnson wynegocjował z Brukselą. Jeśli uda się to zrobić sprawnie, to 31 stycznia 2020 roku Wielka Brytania formalnie opuści Unię.
Boris Johnson podczas porannej konferencji był w świetnym humorze. "Zrobiliśmy to! Przełamaliśmy impas, zburzyliśmy blokadę" - mówił, odnosząc się do odzyskania większości w Izbie Gmin (w języku angielskim była to gra słowna: "We broke the deadlock, we ended the gridlock, we smashed the roadblock" - Johnson wykorzystał różne określenia politycznego pata, dorzucając żartobliwie blokadę drogi). Podkreślił, że wynik wyborów pokazuje, że Brytyjczycy zdecydowali, że chcą dokończyć brexit. "Ja i my nigdy nie przyjmiemy waszego wsparcia za pewnik" - mówił, dziękując wyborcom za wsparcie.
"Dokończmy brexit, ale najpierw zajmijmy się śniadaniem" - zażartował Johnson na koniec swojego wystąpienia. Przyda mu się solidny zastrzyk energii, bo dokończenie brexitu będzie trudnym i być może długotrwałym procesem. Boris Johnson nie zrobi tego 31 stycznia.
Potem rozpocznie się okres przejściowy, który ma potrwać do końca 2020 roku - przynajmniej na razie. W tym czasie bowiem Wielką Brytanię i Unię Europejską czekają negocjacje dotyczące przyszłych wzajemnych relacji, w tym handlowych, które mogą okazać się nie mniej trudne niż rozwiązanie problemu irlandzkiej granicy, który blokował zgodę parlamentu brytyjskiego na wyjście.
>>>Jak zaczął się brexit i o co w nim chodzi? Zobacz nasze wyjaśnienie:
UE chciałaby zacząć negocjacje dotyczące handlu w marcu. Sfinalizowanie ich do końca roku, czyli w ciągu 10 miesięcy, może być ogromnym wyzwaniem. Tego typu porozumienia bywają dyskutowane latami. A trzeba pamiętać, że chodzi nie tylko o rozmowy w Brukseli - wszelkie ustalenia muszą zostać zaakceptowane przez parlamenty krajowe państw UE.
Same negocjacje nie będą łatwe, w końcu Unii wyrasta pod bokiem tak naprawdę wielki rywal w handlu międzynarodowym. UE zależy na przykład na zagwarantowaniu tego, by ten rywal - Wielka Brytania - nie stosował niskich dumpingowych cen.
A to tylko jedna z kwestii, które trzeba będzie uzgodnić. Wydaje się, że 10 miesięcy może nie wystarczyć. To oznaczałoby, że być może okres przejściowy trzeba będzie wydłużyć poza 2020 rok, mimo, że Boris Johnson przed wyborami obiecał, że tego nie zrobi. Jedno jest w zasadzie pewne: temat brexitu zostanie z nami jeszcze na długo.