W mediach bardzo często obserwujemy reklamy suplementów diety, dzięki którym poprawimy nasze zdrowie, cerę bądź samopoczucie. Wszystko wskazuje, że w rzeczywistości są one nieefektywne, bo, jak wynika z badania NIL, w wielu przypadkach posiadają zaniżoną ilość substancji odżywczych - informuje "DGP".
Suplementy z mniejszą ilością substancji odżywczych
Narodowy Instytut Leków zdecydowała się przeanalizować skład 50 najpopularniejszych suplementów. Badania wykazały, że nie znajdują się w nich zanieczyszczenia ani substancje szkodliwe dla zdrowia. Okazuje się jednak, że ich realny skład nie pokrywa się z tym, co deklarują producenci - substancji odżywczych często nie ma, bądź są w mniejszych ilościach.
NIL wykazał, że problem ten dotyczy 25 proc. analizowanych suplementów. Przykładowo niektóre z tych zawierających witaminy B2 i B6 posiadały zaledwie 30 proc. ilości deklarowanej przez producentów. Natomiast w przypadku witaminy D wyniosło to 80 proc. - Zgodnie ze standardami zawartość składników aktywnych w produkcie nie powinna być niższa niż 90 proc. - powiedziała "Dziennikowi Gazecie Prawnej" Anna Kowalczuk, dyrektor Narodowego Instytutu Leków.
Taka sytuacja zwróciła uwagę Ministerstwa Zdrowia, jak i Głównego Inspektoratu Sanitarnego. Resort ma w planach wprowadzenie 10-procentowego podatku od reklam suplementów, które trafią do budżetu NFZ. Co ciekawe, sama organizacja zrzeszająca producentów suplementów (PASMI) zdecydowała się narzucić odgórne ograniczenia. Od stycznia br. nie będą oni w reklamach wprowadzać w błąd konsumentów, a także podawać nazwy nieistniejących chorób czy przedstawiać fikcyjnych postaci.
Polacy namiętnie kupują suplementy
Jak wynika z badań przeprowadzonych przez firmę Iqvia, Polacy od stycznia do listopada 2019 roku wydali 3,4 mld zł, o 200 mln więcej aniżeli rok wcześniej. Rynek suplementów cały czas więc bardzo mocno idzie w górę. Najpopularniejszymi produktami tego typu są probiotyki oraz witaminy A i D.